Któregoś razu przeglądając
statystyki bloga odkryłam, że został on wyszukany za pomocą frazy „Francuzki
dla początkujących”. Rozbawiona tą literówką zapytałam mojego mężczyznę, czy
przychodzą mu do głowy jakieś ładne Francuzki, które poleciłby początkującym
amatorom kobiecej urody, zaś on bez wahania wskazał na Isabelle Adjani. Cóż,
ten wybór nie był dla mnie zaskoczeniem, znając upodobanie mojego chłopca do
aktorek o wielkich oczach i twarzach niewiniątek :) Sama zresztą, podczas
seansu „Królowej Margot” czy „Miłości Adele H.” też byłam pod wrażeniem tej
gładkiej buzi i niebieskich oczek, natomiast parę dni temu, widząc ją w roli
Camille Claudel (w filmie o takim samym tytule) utwierdziłam się w przekonaniu,
że świetnie wczuwa się w postaci kobiet balansujących na granicy obłędu – czy nawet
przekraczających tę granicę.
„Camille Claudel” to film
biograficzny, który opowiada o losach młodej i niezwykle utalentowanej rzeźbiarki.
Jej nazwisko może Wam się wydać znajome, jeśli zdarzyło Wam się zwiedzić muzeum
Rodina w Paryżu – artystkę łączyła bowiem z tym słynnym rzeźbiarzem bardzo
burzliwa relacja. Muszę się przyznać, że będąc w tym muzeum zwróciłam uwagę na
rzeźby Claudel – pamiętam, że szczególnie spodobała mi się „La Valse”, która oczarowała mnie swoją lekkością – ale w ogóle przy tym nie zarejestrowałam, że to nie
Rodin. Teraz, po jako takim zapoznaniu się z biografią Camille, zrozumiałam, że
był to wielki nietakt z mojej strony, jako że artystka przez cały czas trwania
swojej kariery walczyła o uwolnienie się od etykietki „uczennicy Rodina”, od
pracy na jego konto i zdobycie uznania jako indywidualny twórca.
Claudel, jaką pokazała mi Adjani,
była kobietą jednocześnie silną, zdecydowaną, taką która wie, czego chce – i słabą,
delikatną, niestabilną psychicznie. To kolejna po Adeli Hugo postać grana przez
tę aktorkę, której nie jestem w stanie do końca ogarnąć swoim nieco
sceptycznym, bardziej rozważnym niźli romantycznym umysłem. Obsesja na punkcie
mężczyzny, miłość, pasja, gniew, nienawiść i zazdrość to mieszanka, którą z
pewnością trudno w sobie pomieścić, co zresztą Adjani przedstawia bardzo
przekonująco, a cały obraz jest zarazem smutny i intrygujący. Pozostawia też w
pamięci obraz Rodina dużo mniej pozytywny niż ten, który sobie stworzyłam oglądając
wyłącznie jego rzeźby. Warto więc obejrzeć ten film nie tylko dla samej Isabelle, ale ze względu na dobrze opowiedzianą historię (mimo że może nie jest ona bardzo zaskakująca) i dodatkowo piękną muzykę.
Właśnie wszedł na ekrany film "Camille Claudel 1915", tym razem z Juliette Binoche (również bardzo piękną aktorką)
OdpowiedzUsuńHa, dzięki za informację. Nie słyszałam o tym wcześniej, polskie kina też nie ;) Myślę że kiedyś go obejrzę, żeby mieć porównanie, ale chyba muszę najpierw trochę odczekać po tym filmie, żeby zmniejszyć ryzyko znudzenia się z założenia tą samą historią.
UsuńWłaśnie to samo zauważyłam i zastanawiam się, czy wybrać się na niego do kina czy nie...
OdpowiedzUsuń