niedziela, 15 grudnia 2013

9 prawdziwych powodów, dla których warto wybrać francuski.

Od początku istnienia tego bloga mam w głowie pewne wyobrażenia na jego temat – jaki ma być, jaki nie być i komu służyć. Jednym z założeń, których staram się trzymać, jest pisanie tylko rzeczy, które sama pomyślałam lub które chociaż przetworzyłam; unikam natomiast tego, co raczej mnie nudzi, czyli kopiowania ogólnodostępnych informacji bez żadnej refleksji na wybrany temat. Jedną z takich powszechnych kalek jest litania powodów, dla których warto się uczyć jakiegoś języka, na której obowiązkowo musi znaleźć się informacja o liczbie jego użytkowników na świecie, fakt bycia jednym z oficjalnych języków w jakiejś poważnej organizacji międzynarodowej oraz parę oczywistości typu: znając dobrze język możesz pojechać na wakacje do Francji, na studia do Belgii i na zmywak do Szwajcarii. Nie twierdzę, że te informacje nie powinny być nigdzie zebrane i udostępnione; po prostu tutaj chcę sobie pogadać o francuskim, a nie tworzyć kompendium wiedzy w stanie czystym i surowym.

Ciekawa jestem, dla ilu osób podejmujących naukę języka francuskiego rzeczywiście ma znaczenie to, w ilu krajach afrykańskich jest to język urzędowy albo ile z tych osób marzy o karierze dyplomatycznej w ONZ. Część uczniów pewnie jest już dorosła, studia ma za sobą, w Polsce założyli rodziny albo nierozsądnie wybrali zawód prawnika i czują się z tego powodu przywiązani do ziemi ojczystej, na której wyuczone prawo obowiązuje (naprawdę, tylko znikoma część z nich ma jakąkolwiek szansę na zostanie sędziami w ETS) – a mimo to biorą się za naukę francuskiego. Po co?

Chciałabym Wam dzisiaj przedstawić moją listę powodów, dla których warto uczyć się języka francuskiego. Będzie subiektywna, niemal poważna i – mam nadzieję – zachęcająca.

 
Na wstępie obraz z gołą babą, żeby zwiększyć zainteresowanie Czytelników. To oczywiście Manet.

wtorek, 10 grudnia 2013

Harry Potter i magiczna bagietka, czyli doskonalenie umiejętności praktycznych.

Po raz kolejny przeskoczyłam z fazy podręcznikowo-przybiurkowej do fazy niepodręcznikowo-nieokreślonej i po wspomnianych ostatnio zabawach z gramatyką zrobiłam sobie przerwę od zeszytu i notatek na rzecz... no, tak naprawdę to na rzecz spraw nie związanych bezpośrednio z francuskim i wydawać by się mogło, że moja nauka ponownie przyhamowała. Przemyślałam jednak sprawę i doszłam do wniosku, że może mało się uczę-uczę, ale za to sporo praktykuję. Zamierzam się zatem trochę pochwalić, nie szukajcie więc dziś u mnie porad, praktycznych opinii i kontrowersyjnych tematów do dyskusji (bo nie od dziś wiadomo, że nauka języka to sport kontrowersyjny i konfliktogenny – palenie fiszek przed ambasadami, parady zwolenników i przeciwników uczenia się wielu języków naraz, oblewanie farbą ludzi, którzy zamiast uczyć się w domu zapisali się na kurs, to wszystko zdarza się w prawdziwym życiu). Jeśli zatem ktoś szuka konkretów, to może się srodze zawieść; ale i tak zapraszam do lektury.