środa, 31 lipca 2013

A może by tak coś obejrzeć, hm? Cap ou pas cap?

Ze wszystkich możliwych ćwiczeń wymuszanych na mnie ongiś w szkole na lekcjach języków obcych zawsze najbardziej bałam się tych związanych z rozumieniem ze słuchu. Nie cierpiałam tego, że nagrania były dla mnie za szybkie, że zwykle nie udawało mi się wyłapać kluczowych kwestii, no i denerwujące było to, że inni jakoś sobie z tym radzili. Albo sobie nie radzili tak samo jak ja, ale marna to była to pociecha, bo przecież ktoś musiał odpowiedzieć później na pytania nauczycielki.

Dlatego też obecnie nie mogę wyjść z podziwu dla siebie za każdym razem gdy sobie uświadamiam, że rozumienie ze słuchu to płaszczyzna, którą najbardziej lubię rozwijać w swojej nauce francuskiego, ba, mało tego, naprawdę widzę u siebie coraz większe postępy. Jak to możliwe?

Myślę, że dużą zasługą jest wyzwolenie się z okowów szkolnych lekcji, a także kursów językowych, które zwłaszcza we wczesnej młodości budują w nas przekonanie, że to tam mamy się wszystkiego nauczyć i że wystarczy zestaw podanych na tacy ćwiczeń, żeby zaliczać kolejne etapy i przechodzić na kolejne poziomy zaawansowania. Parę lat temu chodziłam do szkoły językowej na angielski i pamiętam, jak denerwowało mnie, że native tak się spinał, że musimy uczyć się sami w domu, słuchać radia i czytać książki, bo dwie lekcje w tygodniu to za mało. To po co płacę za kurs, skoro i tak mam się uczyć w domu?

No właśnie. Ale to temat na inne rozważania :)

Tymczasem zmierzam do tego, że nie da się nauczyć rozumienia ze słuchu nie słuchając, a dwa nagrania w miesiącu to trochę za mało, żeby się oswoić z melodią języka. I to zapewne był mój główny problem w szkole, gdzie co prawda od zawsze się powtarza, że nie nauczymy się jeśli nie będziemy dodatkowo pracować sami w domu, ale już nie daje się wskazówek odnośnie tego, w jaki sposób pracować i przy użyciu jakich materiałów.

czwartek, 11 lipca 2013

(Ne) prends (pas) garde à ta langue.

Od tygodnia konsekwentnie podróżuję tramwajami z piosenkami Zaz w uszach; do tej pory zdarzało mi się jej słuchać od czasu do czasu, ale ostatnio postanowiłam wsłuchać się dokładniej w jej debiutancką płytę, która przypadła mi do gustu przede wszystkim za sprawą żywych, jazzowych aranżacji. I gdy się tak wsłuchiwałam, nadstawiając ucha i próbując zrozumieć o co chodzi, wpadłam na pomysł, żeby spróbować spisać każdą piosenkę, oczywiście bez wcześniejszego zaglądania do tekstu.
Poczuwszy potrzebę jak najszybszego wprowadzenia pomysłu w życie entuzjastycznie zasiadłam do komputera, założyłam słuchawki na uszy, chwyciłam długopis w garść i mając w pamięci całą teoretyczną wiedzę wyniesioną z niegdysiejszych zajęć z fonoskopii (która oczywiście była w tym wypadku prawie nieprzydatna) zabrałam się do pracy. Postanowiłam spisywać po jednej piosence dziennie, żeby móc odpowiednio się przyłożyć i uniknąć przeskakiwania po łebkach do ulubionych kawałków.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Czy francuski jest trudny?

Powyższe pytanie jest oczywiście tanią zagrywką, mającą sprowadzić na mojego blogaska nieszczęsne duszyczki, które za pomocą Googli próbują rozwiać gnębiącą ich niepewność. Ale skoro już tu trafiłaś, duszyczko – oraz Ty, stały czytelniku, w którego istnienie wierzę – zechciej odprężyć się przez chwilę przy moich luźnych dywagacjach na zadany temat. A może i wtrącisz swoje trzy grosze na koniec?

Pozwólcie mi rozpocząć od pewnej ogólnej deklaracji, która rzuci nieco światła na moje stanowisko wobec poruszanego problemu. Niniejszym uroczyście oświadczam, że mam alergię na puste frazesy udające aksjomaty, a od nieprzemyślanego powtarzania banałów dostaję swędzącej wysypki. Niektóre powielające stereotypy zdania są tak wyświechtane, że się robi słabo na ich widok i od razu wiadomo, że to myślowe kopiuj-wklej.
Jednym z takich stereotypów jest stwierdzenie: francuski to bardzo trudny język.