Pakując walizki na
wakacyjny wyjazd postanowiłam, że zamiast tak odlatywać bez słowa
w siną dal, pozostawię Wam jednak na otarcie łez kolejny wpis z
cyklu „W 80 blogów dookoła świata”. Podobno wrzesień
doskonale łączy się z tematyką szkolną; obiecuję więc ciepło
myśleć o Waszych powrotach do szkoły już pierwszego września,
włócząc się leniwie pod paryskim niebem.
Przyznaję, że temat w
tym miesiącu nie wzbudził mojego wielkiego entuzjazmu, no bo cóż,
francuską szkołę znam głównie z historyjek o tym małym łobuzie
Mikołajku. Co do zasady staram się nie pisać o tym, na czym się
nie znam, wychodząc z założenia że każdy potrafi korzystać z
wyszukiwarki niemal tak samo dobrze jak ja. Po namyśle stwierdziłam
jednak, że można by za jednym zamachem spłodzić wpis akcyjny i
przy tym podsumowujący moje własne doznania z francuskiej szkoły –
a dokładnie: Szkoły Prawa Francuskiego. Sprytnie, co nie?
Żeby jednak nie zanudzić
większości czytelników (którzy zapewne francuskie prawo uznają
za mało pasjonujące), na osłodę dorzucę jeszcze parę słów na
temat bardziej uniwersalny, tak się bowiem składa, że francuski
system oceniania różni się co nieco od polskiego.