Jeszcze zanim cokolwiek
powiem, to już uspokajam Was, drodzy Czytelnicy: nie będzie
statystyk, bo zbieranie i śledzenie cyferek zafascynowało mnie
dopiero miesiąc temu; archiwum bloga też nie jest na tyle spasione,
by wyciągać z niego najlepsze wpisy roku 2014, dlatego mimo iż
idea dzisiejszego wpisu to rozpamiętywanie i podsumowania, postaram
się zaproponować Wam informacje, których dotąd nie publikowałam
jeszcze na niniejszym blogu.
Pomyślałam, że mimo
wszystko miło będzie zrobić jakieś sympatyczne podsumowanie
minionego roku i przyszło mi do głowy, że podzielę się z Wami
moimi okołofrancuskimi odkryciami z ostatnich dwunastu miesięcy.
Pokażę Wam trochę piosenek, filmów i książek, a także miejsc w
Internecie, które warto od czasu do czasu odwiedzić. Zapraszam!
I. Coś dla ucha.
Ubiegły rok zbombardował
mnie muzyką francuską. Poznałam (nie osobiście, wiadomo) licznych kompozytorów muzyki filmowej, jak choćby wspomniany parę
dni temu Michel Legrand; z niektórymi, bardziej współczesnymi,
odświeżyłam znajomość (wśród nich był na przykład Alexandre
Desplat). Słuchałam też sporo radia, więc mogłam śledzić na bieżąco, czego obecnie słuchają tak zwani „wszyscy”. W
międzyczasie, raczej przypadkiem, wpadłam na kilka nowych (dla
mnie) nazwisk i jednocześnie piosenek, które przypadły mi do
gustu. Jeśli ktoś śledzi mój fanpage na Facebooku, miał szansę
poznać kilka z nich. Dla pozostałych wrzucam kilka utworów:
1) Sophie Tith – "T'es
beau". Młode dziewczę z głębokim głosem.
2) Lior Shoov – "Caress
my skin". Piosenka francusko-angielska, a sama piosenkarka – rodem z
Izraela. Urzekła mnie delikatnością, chropowatością i trochę
nietypową instrumentacją. Mam nadzieję, że Lior rozwinie swoją
karierę i pojawi się na Spotify :) Nie ma dobrego nagrania na youtube, ale koniecznie kliknijcie TUTAJ.
3) Lou Marco – "Sous la
peau". Tu bardziej energicznie, odrobinę bardziej ostro i
magnetyzująco.
II. Lektura do
poduszki i do tramwaju.
W tym roku czytałam za
mało powieści, a za dużo dokumentów w pracy. Ten trend pewnie się
nie zmieni, ale na szczęście i tak jest o czym wspomnieć. W sumie
przeczytałam osiem książek po francusku, rozgrzebałam dziewiątą
i zaczęłam dziesiątą. Tylko jedna była w oryginale (zbiór
opowiadań Maupassanta), reszta to tłumaczenia, głównie z
angielskiego. Jedna była naprawdę bardzo, bardzo zła, ale to
dlatego, że po wciągnięciu się w cykl „Igrzysk śmierci”
(których po polsku znieść nie mogłam, a po francusku weszły
gładko) poszukiwałam innych książek „w tym stylu”. W ten
sposób odkryłam, że obecnie na rynku młodzieżowym „antyutopia”
została wypaczona do tego stopnia, że czasem nawet poprzedza się
ją takimi przymiotnikami jak „lekka” i „dziewczyńska”.
1) "Igrzyska śmierci" polecam wszystkim tym, którzy szukają łatwej lektury na poziomie
średniozaawansowanym.
2) Książka, która mnie
pokonała w ubiegłym roku, to „Je m'en vais” (Jean Echenoz). Ale
mam zamiar uporać się z nią za jakiś czas!
3) Tymczasem w ramach
nadrabiania klasyki czytam sobie „Draculę”, utrwalając czas
passé simple w pierwszej
osobie liczby mnogiej, który często pojawia się w narracji.
III. Życie w
obrazkach.
Dzięki C. w ubiegłym
roku zainteresowałam się komiksami francuskimi. Poznałam
„Joséphine”,
dostałam też jedną z części „À la recherche du temps perdu”.
Wyobrażacie sobie Prousta w obrazkach? Jak zmieścić ścianę
tekstu w małym dymku nad głową? Myślę, że to ciekawa
alternatywa dla tych, których odstrasza siedem tomów podzielonych
na nieliczne akapity.
W
czasie wizyty we Francji sprawiłam sobie też miłą pamiątkę –
pierwszy tom przygód Marzi, stworzony we współpracy Polki
Marzeny Sowy (tekst), z Francuzem - Sylvainem Savoia (rysunki). O tym komiksie
jeszcze Wam wkrótce opowiem, bo warto poświęcić mu nieco więcej
miejsca.
IV.
Na walizkach.
O
podróży do Bordeaux mogłabym opowiadać długo i ze szczegółami,
ale nie wiem czy znalazłby się ktoś, kto chciałby tego słuchać.
Powiedzieć, że „zakochałam się w tym mieście” to byłoby za dużo, ale na pewno chciałabym tam kiedyś wrócić. Wyobraźcie
sobie: początek grudnia, dziewiętnaście stopni, błękitnie niebo
i piękne słońce. Centrum miasta jest naprawdę spójne
architektonicznie, ładne i zaskakująco czyste, zaś przejeżdżając przez
przedmieścia nie natrafiłam na żadne ponure slumsy – może
jechałam w złym kierunku? Odkryłam, że miejscowe wino ma magiczne
właściwości i bardzo podnosi moje zdolności formułowania
złożonych wypowiedzi w języku francuskim. A że przy okazji
poznałam sporo Francuzów, którzy byli niedawno w Polsce i chcieli
rozmawiać o naszej polityce międzynarodowej, to poprzeczkę miałam
ustawioną raczej wysoko! Na szczęście zdarzały się też lżejsze
tematy, rozkoszowaliśmy się jedzeniem, zwiedzaliśmy miasto i
wymienialiśmy się doświadczeniami zawodowymi (pretekstem wyjazdu
był udział w międzynarodowej konferencji). Zaprzeczam również,
by Francuzi nie mówili po angielsku: ci młodzi i wykształceni
mówią bardzo dobrze, ale gdy się ich poprosi, bardzo chętnie
przechodzą z powrotem na francuski :)
Poza tym w minionym roku dwukrotnie odwiedziłam Paryż, gdzie zadebiutowałam – jako
publiczność ;) - we francuskim teatrze, i – do trzech razy sztuka
– w końcu trafiłam do muzeum Picassa, na którego otwarcie czekałam
aż cztery lata. Bardzo lubię muzea, w których zgromadzona jest
duża ilość dzieł jednego artysty, tak że mogę mieć przekrój
przez całą jego twórczość, dlatego z wystawy jestem bardzo zadowolona (choć nadal moim numerem jeden pod tym względem pozostaje muzeum Van
Gogha w Amsterdamie).
Do
podróży okołofrancuskojęzycznych nie mogę niestety dorzucić
Belgii, gdyż traf chciał, że zwiedzałam część flamandzką, w
której francuski nie był aż tak przydatny. Mój język doskonale
jednak sprostał ponadnarodowym wyzwaniom, jakie stawiały przed nim
belgijskie piwo i czekoladki, które polecam tak samo gorąco, jak
wizytę w Brugii – to naprawdę śliczne miasteczko, jak z bajki
albo z piernika :)
V.
W ramionach dziesiątej muzy.
Filmów
francuskojęzycznych obejrzałam w zeszłym roku co niemiara, o
niektórych już Wam pisałam w ramach akcji „W 80 blogów dookoła świata”. Chciałabym jednak wspomnieć
w kilku zdaniach o jednym – a właściwie pięciu filmach ;)
Oglądając
serię o Markizie Andżelice ubawiłam się setnie. Oparte o
książkową serię dla kucharek i dorastających panien, filmy te
opowiadają historię zawiłą i pełną emocji, przygód i
nieoczekiwanych zwrotów akcji. Intrygi, zdrady, miłość i pogarda,
piraci, bandyci, gwałty, piękne suknie, a wśród tego wszystkiego
zawsze piękna i sprytna Andżelika. Podejdźcie do tych filmów
z dystansem i z humorem, a na pewno Wam się spodobają, a także
ucieszą Wasze uszy piękną muzyką.
VI.
Zaplątane w sieci.
Czasem
tak jest, że szlaja się człowiek po Internecie bez celu i nagle
trafia na róże cuda. Poniżej, na zakończenie, parę linków do
stron, które uznałam za ciekawe lub potencjalnie pomocne w nauce
francuskiego. Część z nich poleciła mi C., za co dziękuję
uprzejmie, tak samo jak za cały rok świetnych spotkań i
konwersacji.
1) Ina.fr
Archiwum różnego rodzaju audycji telewizyjnych, zawiera fragmenty
programów posegregowane według nazwisk, tematów, dat... Można tu
znaleźć różne ciekawe skarby, jeśli tylko ma się pomysł, czego
szukać. Można też po prostu klikać w to, co akurat wpadnie nam w
oko ;)
2) Chers voisins, czyli
notatki pozostawiane sobie nawzajem przez sąsiadów. Pretensje,
ogłoszenia, zawiadomienia o możliwym hałasie z okazji imprezy na
cześć Belzebuba, czyli zwyczajny obieg
informacji wśród mieszkańców nieruchomości. Szczerze
polecam na poprawę
humoru!
3) Y'a pas le feu au lac!
- blog Szwajcarki na francuskiej obczyźnie, pełen interesujących obserwacji na różne tematy, także językowe.
4) Karambolage - krótkie, ciekawe i zabawne reportaże, w których można dowiedzieć
się sporo o języku (francuskim i niemieckim), tradycjach i
zwyczajach Niemiec i Francji. Niestety,
nawigacja strony jest bardzo nieintuicyjna i nie mogę znaleźć
odcinków, które kiedyś na pewno tam były, nabrałam więc obaw,
że są dostępne tylko w określonym momencie. Na pociechę na
youtube można przejrzeć okienka z karambolażowego kalendarza adwentowego – są naprawdę interesujące!
5) Dernier rêve avant la nuit.
Słuchowiska – od poniedziałku do piątku od 21 do 22, ale można
też swobodnie buszować po archiwum i ściągać starsze audycje w formacie
mp3. Są to krótkie opowiadania, często dziwne, niezwykłe,
pobudzające wyobraźnię, a przeplatane piosenkami francuskimi i nie
tylko. Osoby prowadzące audycję czytają bardzo wyraźnie i powoli,
więc nawet średnia znajomość języka pozwoli nam sporo zrozumieć.
6) Les Valaisans dans l'espace.
Animowana mini-seria
satyryczna
w stylu space-opery, której
bohaterowie dobrowolnie opuszczają rodzinny kanton Valais w
Szwajcarii i wyruszają w kosmos. Ciekawy akcent, dużo stereotypów
i jeszcze więcej sera – i to wszystko w zaledwie czterech
kilkuminutowych odcinkach.
7) Soundtrackowy Tour de France.
Na koniec coś po polsku – seria naprawdę pogłębionych i
ciekawych artykułów o muzyce filmowej. To przekrój przez muzykę z
kanonu francuskich filmów od lat pięćdziesiątych do
dziewięćdziesiątych, wraz z biografiami kompozytorów i
fragmentami utworów. Kopalnia wiedzy, którą warto zgłębiać po
kawałku – spis wszystkich artykułów znajduje się na końcu
ostatniego odcinka.
Dotarliście
do końca? Jak się okazuje,
był to całkiem bogaty rok, w ciągu którego (zupełnie
nie wiem kiedy)
odczuwalnie podniósł się mój poziom językowy – zwłaszcza
jeśli chodzi o mówienie i rozumienie ze słuchu, choć oczywiście
jeszcze wiele
przede mną. Rok 2015 będzie dla mnie naprawdę intensywny zawodowo,
ale mam nadzieję, że znajdzie się w nim choć trochę czasu na
francuski i na prowadzenie bloga, zwłaszcza
że z radością odkrywam, że liczba czytelników rośnie coraz
szybciej! Dziękuję Wam za regularne odwiedzanie tej strony,
chciałabym też zachęcić do większej śmiałości w zakresie
komentowania ;) Wszystkiego dobrego dla Was w Nowym Roku – Bonne
Année!
Skoro tak zachęcasz do komentowania to się skuszę, chociaż zazwyczaj pozostaję biernym konsumentem treści.
OdpowiedzUsuńZ tych wszystkich polecanych przez Ciebie rzeczy znałam wcześniej Karambolage i obiła mi się o uszy Marzi i Joséphine (widzę, że o tej ostatniej muszę doczytać u Ciebie na blogu, widziałam bowiem tylko zwiastun filmowy). Wróciłam po raz ostatni do nauki francuskiego i mam nadzieję, że za jakiś czas też będę mogła równie swobodnie jak Ty czytać i oglądać po francusku. Będzie jakiś wpis o Bordeaux? Z Twoimi zdjęciami :)?
Z moimi zdjęciami to będzie ciężko, bo ich nie robiłam, ale za to znajomi owszem, więc może jeszcze uzbiera się materiał na osobny wpis :) Choć pewnie byłaby to notka głównie o jedzeniu i piciu ;) A co to znaczy, że wróciłaś po raz ostatni do francuskiego? Jak nie tym razem to go rzucasz?
UsuńEj, jedzenie i picie to główny sens mego życia, nie odbieraj mi tej przyjemności ;D.
UsuńTak, już tyle razy do niego podchodziłam, że przeciąganie tej "nauki" w nieskończoność nie ma najmniejszego sensu. Mam nadzieję, że mnie to dodatkowo zmobilizuje do ogarnięcia tematu :)
W takim razie będę trzymać kciuki, żeby tym razem Ci się udało :) Pomyślę o jakieś notce o Bordeaux, ale na razie mam tyle pomysłów, że nie nadążam z ich obracaniem we wpisy :)
UsuńDziękuję za Sophie Tith, bardzo mi przypadła do gustu, a sama bym jej nie odkryła :)
OdpowiedzUsuńTen cover całkiem fajnie Sophie Tith wyszedł :) ale przyznam, że jej własne utwory zupełnie mi nie podeszły, spodziewałam się czegoś lepszego, ale dziewczę jest młode, więc kto wie, co jeszcze w przyszłości pokaże :)
OdpowiedzUsuńStrony, które polecasz wydają się być całkiem fajne, jak będę mieć nieco więcej czasu na sobie dokładnie je przejrzę :)
Dla Ciebie również duuużo dobrego w w Nowym Roku!!!
Jeśli chodzi o Sophie, to chociaż podoba mi się jej głos, to tylko niektóre utwory przypadły mi do gustu i zawsze są to covery. Ale mam nadzieję, że rozwinie się w ciekawym i nie jakoś boleśnie popowym kierunku :)
UsuńBonne année à toi aussi!
OdpowiedzUsuńMarzi muszę sobie sprawić, dzięki, że mi o niej przypomniałaś ;)
Ach, ale fantastyczny wpis, muszę sprawdzić: 1. muzyka - mam zamiar przez następny miesiąc codziennie poznać jakąś francuską piosenkę, na pewno skorzystam! 2. Zaplątane w sieci - też muszę poszperać, aby słuchać słuchać i jeszcze raz słuchać francuskiego!!!
OdpowiedzUsuńDo słuchania szczególnie polecam "dernier reve..." - ostatnio moje ulubione źródło, chociaż staram się też regularnie słuchać informacji radiowych :) Dziękuję za miłe słowa, cieszę się że wpis Ci się podoba :) I oczywiście życzę wytrwałości w nauce, zwłaszcza że widziałam, że zapisałaś się na egzamin :)
UsuńDziękuję! Własnie sprawdziłam stronę Ina.fr - powiem Ci szczerze, że Ina to jest imię byłej dziewczyny mojego chłopaka i do tej pory go nie znosiłam;) ale po obejrzeniu 10-minutowego wprowadzenia co to jest Ina.fr i po usłyszeniu słowa "INA" chyba ze 100 razy, mogę powiedzieć, że się przyzwyczaiłam :D To w takim razie teraz sprawdzam "dernier reve..." :)
UsuńPo przeczytaniu Twojej wcześniejszej rekomendacji na FB, przesłuchałam dwie audycje "Dernier reve avant la nuit" i bardzo mi się spodobały. Ciekawe treści różnego gatunku. Animatorka, która akurat prowadziła obie audycje, ma bardzo przyjemny głos, bardzo wyraźnie i wolno czyta (idealna audycja do nauki języka). Dodatkowo bardzo ciekawa oprawa muzyczna. Jedyny minus : kiedy wróciłam ze spaceru z psem, podczas którego słuchałam tych podcastów, poczułam silną potrzebę udania się w objęcia Morfeusza ;)
OdpowiedzUsuńZawsze uznawałem, że muzyka francuska jest piękna, a Pani mi o tym tylko przypomniała. Swoją drogą nieciekawe rzeczy się tam dzieją ostatnio :/
OdpowiedzUsuń