Z lęku przed tym, żeby
wszyscy dookoła nie zapomnieli, jakim jestem przebrzydłym snobem,
rozgłaszam ostatnio wśród znajomych mimochodem, że porzuciłam
czytanie książek w języku polskim i obecnie czytam jedynie po
francusku, no, ewentualnie jeszcze po angielsku. I nawet jest to
prawda, ale po cichu przyznam, że nie bardzo jest się czym chwalić,
bo po prostu czytam dość mało, a skoro już jakoś znajduję na to
czas (głównie w tramwajach i na zajęciach), to postanowiłam
łączyć przyjemne z pożytecznym i dawać sobie jak najwięcej
możliwości do nauki francuskiego.
Ostatnio rzeczywiście
zaczęło się to robić niemal tak samo przyjemne jak i pożyteczne,
bo wreszcie w moim repertuarze zaczęły się pojawiać książki, po
które sięgnęłabym z własnej woli również po polsku. Niniejszym
śpieszę przedstawić moje czytelnicze osiągnięcia z ostatnich
kilku miesięcy wraz z przemyśleniami na temat tego, czy to lektury
bardzo trudne, czy niezbyt i czy w ogóle warto zawracać sobie nimi
głowę.