Założę się, że macie ochotę na
piosenkę i trochę gierek słownych. Wspaniale się składa, bo mam
tu dla Was coś ciekawego, co może Wam się spodobać, a i przy
okazji wywoła wesołe uśmiechy na Waszych twarzach. Przy okazji
będzie też okazja, by uzupełnić słownictwo okołoalkoholowe,
omówione ongiś we wpisie „Je suis sous...”
Od jakiegoś czasu mój chłopiec
przygotowuje serię poważnych artykułów o francuskiej muzyce
filmowej, stare kino francuskie jest więc u nas niemal codziennie na
tapecie – a dokładniej, na monitorze, bo nie mamy ani tapet, ani
rzutnika. Tylko z trudem powstrzymuję się więc przed pisaniem
tutaj o kolejnych filmach, w których przewijają się Belmondo,
Fanny Ardant, Alain Delon i inni, niegdyś piękni i młodzi aktorzy;
muszę jednak wspomnieć o tym, do czego doprowadził mnie seans
„Strzelajcie do pianisty” ("Tirez sur le pianiste").
A doprowadził mnie do muzycznego – choć właściwie to nie muzyka
ma tu największe znaczenie – odkrycia. Urzekła mnie scena
udzielania pomocy w ucieczce i sposobu odwracania uwagi od tego faktu
następującą piosenką:
Właściwie to urzekła mnie sama
piosenka, która niestety, traci na angielskim tłumaczeniu dostępnym
w formie napisów. Zainspirowała mnie ona do poszukiwań informacji
na temat tego, kim jest, i co jeszcze ma w swoim dorobku muzycznym
Boby Lapointe. Jak się
okazało, był to autor tekstów zupełnie w moim guście, słynący
z kalamburów, zabaw paronimami i z innych gier słownych, dla
których ciężko znaleźć polski odpowiednik.