poniedziałek, 25 lutego 2013

Przerwy w nauce – czyli jak się zatrzymać, żeby się nie stoczyć.



Bywa i tak, że myśl o sięgnięciu po podręcznik nagle z jakiegoś powodu staje się wyjątkowo niemiła, a pomysł otwarcia zeszytu i zagłębienia się w gramatykę napawa niewysłowioną odrazą. Cóż wtedy począć? Uczyć się, czy się nie uczyć? A może by tak odłożyć to na później?

Od dawna na własnej skórze próbuję ustalić, jak uczyć się najefektywniej. Nie tylko z jakich materiałów korzystać, ale też z jaką częstotliwością zasiadać do książek i jak intensywnie się nad nimi pochylać  - oczywiście mój kręgosłup ma własne zdanie na ten temat. Wydaje mi się, że jak na razie mój sposób się sprawdza, gdyż widzę, jak duże postępy poczyniłam przez ostatnie jedenaście miesięcy (tak, tak, odliczam czas do magicznej bariery jednego roku, która oczywiście nic nie zmieni, ale na pewno stanie się swoistym punktem odniesienia); dlatego też przedstawię parę moich przemyśleń na temat ilości czasu spędzanego nad francuskim oraz – co właściwie zaprząta moją głową bardziej – czasu spędzanego w inny sposób.

czwartek, 14 lutego 2013

"7 jours sur la planète" (TV5 MONDE) i co mają do tego spodnie.



Czy wiecie, że zgodnie z literą prawa do niedawna Paryżanki nie mogły nosić spodni? A czy szukacie sposobu na polepszenie swoich (lub cudzych:)) umiejętności rozumienia ze słuchu i poszerzenia zasobu francuskiego słownictwa? Jeśli na pierwsze pytanie odpowiedzieliście „nie” (lub „tak”), na drugie „tak”, „raczej tak” lub „czemu nie”, a dodatkowo lubicie krótkie, niezobowiązujące ćwiczenia, pozwalające na lepsze zrozumienie krótkiego, ciekawego materiału filmowego, to pozwólcie sobie polecić „7 jours sur la planète” emitowany przez TV5 MONDE.

niedziela, 3 lutego 2013

Moje francuskie lektury - preludium.



Całkiem niedawno udało mi się przeczytać książkę. Nie, żeby zdarzało mi się to jakoś wyjątkowo rzadko, więc teoretycznie nie ma się czym ekscytować – ale jednak troszkę się podekscytowałam, ponieważ książka ta była napisana po francusku. Nie był to póki co Proust ani nawet Balzac, przyznaję, niemniej jednak i tak poczułam pewną satysfakcję, no bo w końcu był to mój pierwszy raz sam na sam z literaturą w języku Moliera. Oczywiście, nie był to również Molier. Na pierwszy ogień poszedł natomiast znany wszystkim uroczy łobuziak czyli „Le Petit Nicolas”.