wtorek, 18 czerwca 2013

Muszkieterowie: 13 lat później. Oraz podręczny zbiór słów mniej lub bardziej obraźliwych.

Z lęku przed tym, żeby wszyscy dookoła nie zapomnieli, jakim jestem przebrzydłym snobem, rozgłaszam ostatnio wśród znajomych mimochodem, że porzuciłam czytanie książek w języku polskim i obecnie czytam jedynie po francusku, no, ewentualnie jeszcze po angielsku. I nawet jest to prawda, ale po cichu przyznam, że nie bardzo jest się czym chwalić, bo po prostu czytam dość mało, a skoro już jakoś znajduję na to czas (głównie w tramwajach i na zajęciach), to postanowiłam łączyć przyjemne z pożytecznym i dawać sobie jak najwięcej możliwości do nauki francuskiego.

Ostatnio rzeczywiście zaczęło się to robić niemal tak samo przyjemne jak i pożyteczne, bo wreszcie w moim repertuarze zaczęły się pojawiać książki, po które sięgnęłabym z własnej woli również po polsku. Niniejszym śpieszę przedstawić moje czytelnicze osiągnięcia z ostatnich kilku miesięcy wraz z przemyśleniami na temat tego, czy to lektury bardzo trudne, czy niezbyt i czy w ogóle warto zawracać sobie nimi głowę.