Ostatnio mam tendencję
do rozgrzebywania notek, które nie dają się dokończyć i w
pozbawionej ładu formie czekają na lepsze czasy. Co chwila
przychodzi mi do głowy kolejny temat, na który chciałabym coś
napisać, ale za każdym razem stwierdzam, że muszę to jeszcze
dokładniej przemyśleć. Dlatego z okazji kończącego się właśnie
maja i towarzyszącej temu idei podnoszenia statystyk na koniec
miesiąca postanowiłam napisać coś mało wymagającego.
Systematycznie powraca do
mnie postanowienie, żeby (nie mniej systematycznie) ćwiczyć swoje
umiejętności pisania po francusku. Za każdym razem jednak pojawia
się jakaś wymówka, która mi w tym przeszkadza. Początkowo była
to zwykła niechęć do własnej niemożności ubrania myśli w pełne
zdania, później zawsze można było zasłaniać się brakiem czasu.
Ostatnio zaś pokonuje mnie monotonia niektórych dni, no bo ileż
można pisać o tym, co się robiło w pracy, co się ugotowało i
jak ładnie się posprzątało cały dom. Wymyślanie, o czym
napisać, jest naprawdę trudne, bo nadal jeszcze nie doszłam do
etapu, kiedy mogłabym swobodnie formułować po francusku bardziej
abstrakcyjne przemyślenia.
Codzienne pisanie jak
dotąd mnie przerasta, dlatego postanowiłam postawić przed sobą
bardziej realny cel i pisać co najmniej raz w tygodniu. W ciągu
tygodnia na pewno już wydarzy się coś, o czym warto wspomnieć:
spotkanie towarzyskie, mniej lub bardziej zapowiedziana wizyta gości
lub jakaś mała anegdota do opowiedzenia. Staram się przy tym nie
pisać czegokolwiek, co akurat umiem, ale jak najwierniej oddać to,
co się naprawdę zdarzyło i co mam na myśli, bo przecież właśnie
o to mi chodzi – żeby wyrażać swoje myśli po francusku, a nie
po prostu oddawać szkolne wypracowania na zadany temat.
No, czasem może co nieco podkoloruję... ;)