– Czy mały Robert
naprawdę jest mały?
– Po co komu słowniki
jednojęzyczne?
– Lepszy Le Petit
Robert w garści, czy la petite robe (noire) na dachu?
– Romans z Robrtem –
en ligne, czy w wersji do dotykania?
Na te i inne pytania
namiastka odpowiedzi poniżej.
A wszystko dlatego, że
całkiem niedawno stałam się posiadaczką Małego Roberta rocznik 2014 (słodkie buziaczki i
podziękowania dla moich przyjaciół za ten piękny urodzinowy
podarek!). Dotarłam bowiem do etapu, w którym internetowe słowniki
francusko-polskie zaczęły budzić we mnie poczucie pewnego
niedosytu i niedoprecyzowania, zapragnęłam czegoś, co zarazem
będzie bardziej wieloznaczne, a nie będzie pozostawiać tylu
niedomówień. Prawdę mówiąc, zapragnęłam właśnie Roberta. Bo
widzisz, kochany pamiętniczku, niby jest Larousse w internecie i to
za darmo, ale kiedyś miało się okazję testować Roberta on line i
odniosło się wrażenie, że są tam odpowiedzi na niemal wszystkie
ważne i dręczące mnie pytania. Potem darmowa wersja testowa
zniknęła, a uczucie pozostało.
Pewnie każdy z Was
słyszał kiedyś o tym słowniku, albowiem często można natknąć
się na opinię, jakoby był on najlepszym istniejącym słownikiem
do francuskiego. Definicje ponad 60 tysięcy słów,
wyrażenia, antonimy, synonimy, przykłady użycia w zdaniu,
etymologia, zapis fonetyczny – wszystko, czego spragniona wiedzy
dusza zapragnie. Ogromną zaletą tego słownika jest jego
kompletność. Spodziewam się, że nie ma w nim zamkniętego
całego języka francuskiego, bo coś przecież musiało zostać dla
Dużego Roberta, ale wszystkie hasła omówione są w sposób
naprawdę wyczerpujący. I nie chodzi tu o to, że jest się
wyczerpanym po lekturze, bo według mnie definicje te są dość
przystępne.
Zwabiona tym bogactwem
stałam się zatem posiadaczką swojego pierwszego papierowego
słownika. Przyznaję, że prawie trzy tysiące cieniutkich jak
papier śniadaniowy stron zamkniętych w twardej oprawie nie może
być w żadnym razie uznane za wersję kieszonkową. Dlaczego więc
Robert ów nosi przydomek Le Petit? Wszystko wyjaśniło się, gdy
tylko zajrzałam do środka i ujrzałam czcionkę godną starych,
poczciwych, pozbawionych obrazków encyklopedii PWN. Prezentodawcy,
ujrzawszy to samo co ja, od razu pożałowali, że nie kupili mi
także lupy ;) Nie chodzi więc tylko o to, że Le Grand Robert jest
dużo większy i trzeba ich jakoś rozróżniać.
Póki co jednak wersja
papierowa służy mi raczej jako ciekawostka do przeglądania przed
snem, bo w środku znajdował się kod pozwalający na roczny
dostęp do wersji internetowej,
który co rychlej aktywowałam, bo ta jest dużo wygodniejsza. Przede
wszystkim bardziej czytelna: większa czcionka, przyjazny
układ graficzny, prosty i miły dla oka interfejs oraz niemożliwa w
zwykłej książce opcja klikania w odnośniki. No i oczywiście jest
dużo poręczniejsza, bo Robert
w swej fizycznej postaci wymaga dostawiania obok biurka stolika do
kawy... Jedyne, czego brakuje, to możliwości odsłuchania
wymowy, wówczas byłby to Francuz idealny.
Muszę przyznać, że od
początku bardzo się zżyliśmy i jak na razie spotykamy się
codziennie – głównie dlatego, że jestem w trakcie sesji w Szkole
Prawa Francuskiego i Robert tłumaczy mi różne niuanse. Nie jest to
co prawda specjalistyczny słownik prawniczy, ale i tak radzi sobie
bardzo przyzwoicie. Trzeba przyznać, że prezent okazał się bardzo
trafiony i jak zauważyła jedna z wręczających go osób: może sam
Robert nie był dla mnie niespodzianką, ale za to mam niespodziankę
za każdym razem, jak go otwieram i coś w nim sprawdzam :)
Podsumowując, bardzo
polecam wszystkim, którzy czują, że zaczynają wyrastać ze
słowników dwujęzycznych, mimo iż cena jest dość wysoka, bo
sięga prawie trzystu złotych, a nawet ją przekracza, jeśli chcielibyśmy wersję na CD. No ale zawsze można poczekać na
urodziny :)
Na koniec jeszcze małe
zestawienie wyglądu wersji papierowej i internetowej:
Cieszę się bardzo, że nowa znajomość z Małym Robertem dobrze się rozwija :)
OdpowiedzUsuńJa pokochałam Roberta dobrych kilkanaście lat temu (jeszcze w wersji papierowej) i od tamtej pory darzę go miłością dozgonną i bezwarunkową. Spędzamy, że sobą całe dnie. Tam gdzie mój komputer, tam i on :) Polecam go wszystkim uczącym się języka francuskiego na poziomie średnio zaawansowanym i wyżej.
OdpowiedzUsuńDużo dobrego o Robercie słyszałam. Dobrze, że nadal ;) trzyma poziom, może jak się kiedyś do poziomy średnio zaawansowanego doczłapię to też będę mogła z niego korzystać :).
OdpowiedzUsuńRoberta mam i używam częściej niż 5-tomowego kolosa pl-fr. Kocham go nad życie. :) Ale obiło mi się o uszy na 2 roku romy, że istnieje wersja "Robert" lub "Grand Robert" i zawiera 27 tomów. ;)
OdpowiedzUsuńJa Roberta używam w wersji komputerowej - papierowej niestety nie posiadam, a może to i dobrze? Słowniki lubię, ale przeglądać przed snem, a nie wertować za każdym razem przy nauce. Tak, to mężczyzna wielu romanistek, czasem denerwujący, ale zawsze kompetentny i pomocny, taki powinien być każdy facet :)
OdpowiedzUsuń