piątek, 31 stycznia 2014

Nie taki Robert mały, jak go malują! Le Petit Robert, nowy mężczyzna w moim życiu.

– Czy mały Robert naprawdę jest mały?
– Po co komu słowniki jednojęzyczne?
– Lepszy Le Petit Robert w garści, czy la petite robe (noire) na dachu?
– Romans z Robrtem – en ligne, czy w wersji do dotykania?

Na te i inne pytania namiastka odpowiedzi poniżej. 

A wszystko dlatego, że całkiem niedawno stałam się posiadaczką Małego Roberta rocznik 2014 (słodkie buziaczki i podziękowania dla moich przyjaciół za ten piękny urodzinowy podarek!). Dotarłam bowiem do etapu, w którym internetowe słowniki francusko-polskie zaczęły budzić we mnie poczucie pewnego niedosytu i niedoprecyzowania, zapragnęłam czegoś, co zarazem będzie bardziej wieloznaczne, a nie będzie pozostawiać tylu niedomówień. Prawdę mówiąc, zapragnęłam właśnie Roberta. Bo widzisz, kochany pamiętniczku, niby jest Larousse w internecie i to za darmo, ale kiedyś miało się okazję testować Roberta on line i odniosło się wrażenie, że są tam odpowiedzi na niemal wszystkie ważne i dręczące mnie pytania. Potem darmowa wersja testowa zniknęła, a uczucie pozostało.

Pewnie każdy z Was słyszał kiedyś o tym słowniku, albowiem często można natknąć się na opinię, jakoby był on najlepszym istniejącym słownikiem do francuskiego. Definicje ponad 60 tysięcy słów, wyrażenia, antonimy, synonimy, przykłady użycia w zdaniu, etymologia, zapis fonetyczny – wszystko, czego spragniona wiedzy dusza zapragnie. Ogromną zaletą tego słownika jest jego kompletność. Spodziewam się, że nie ma w nim zamkniętego całego języka francuskiego, bo coś przecież musiało zostać dla Dużego Roberta, ale wszystkie hasła omówione są w sposób naprawdę wyczerpujący. I nie chodzi tu o to, że jest się wyczerpanym po lekturze, bo według mnie definicje te są dość przystępne.

Zwabiona tym bogactwem stałam się zatem posiadaczką swojego pierwszego papierowego słownika. Przyznaję, że prawie trzy tysiące cieniutkich jak papier śniadaniowy stron zamkniętych w twardej oprawie nie może być w żadnym razie uznane za wersję kieszonkową. Dlaczego więc Robert ów nosi przydomek Le Petit? Wszystko wyjaśniło się, gdy tylko zajrzałam do środka i ujrzałam czcionkę godną starych, poczciwych, pozbawionych obrazków encyklopedii PWN. Prezentodawcy, ujrzawszy to samo co ja, od razu pożałowali, że nie kupili mi także lupy ;) Nie chodzi więc tylko o to, że Le Grand Robert jest dużo większy i trzeba ich jakoś rozróżniać.

Póki co jednak wersja papierowa służy mi raczej jako ciekawostka do przeglądania przed snem, bo w środku znajdował się kod pozwalający na roczny dostęp do wersji internetowej, który co rychlej aktywowałam, bo ta jest dużo wygodniejsza. Przede wszystkim bardziej czytelna: większa czcionka, przyjazny układ graficzny, prosty i miły dla oka interfejs oraz niemożliwa w zwykłej książce opcja klikania w odnośniki. No i oczywiście jest dużo poręczniejsza, bo Robert w swej fizycznej postaci wymaga dostawiania obok biurka stolika do kawy... Jedyne, czego brakuje, to możliwości odsłuchania wymowy, wówczas byłby to Francuz idealny.

Muszę przyznać, że od początku bardzo się zżyliśmy i jak na razie spotykamy się codziennie – głównie dlatego, że jestem w trakcie sesji w Szkole Prawa Francuskiego i Robert tłumaczy mi różne niuanse. Nie jest to co prawda specjalistyczny słownik prawniczy, ale i tak radzi sobie bardzo przyzwoicie. Trzeba przyznać, że prezent okazał się bardzo trafiony i jak zauważyła jedna z wręczających go osób: może sam Robert nie był dla mnie niespodzianką, ale za to mam niespodziankę za każdym razem, jak go otwieram i coś w nim sprawdzam :)

Podsumowując, bardzo polecam wszystkim, którzy czują, że zaczynają wyrastać ze słowników dwujęzycznych, mimo iż cena jest dość wysoka, bo sięga prawie trzystu złotych, a nawet ją przekracza, jeśli chcielibyśmy wersję na CD. No ale zawsze można poczekać na urodziny :)

Na koniec jeszcze małe zestawienie wyglądu wersji papierowej i internetowej:






Dziękuję też wydawnictwu Nowela za miły rabat urodzinowy, którym wsparła moich przyjaciół :) 

5 komentarzy:

  1. Cieszę się bardzo, że nowa znajomość z Małym Robertem dobrze się rozwija :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pokochałam Roberta dobrych kilkanaście lat temu (jeszcze w wersji papierowej) i od tamtej pory darzę go miłością dozgonną i bezwarunkową. Spędzamy, że sobą całe dnie. Tam gdzie mój komputer, tam i on :) Polecam go wszystkim uczącym się języka francuskiego na poziomie średnio zaawansowanym i wyżej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo dobrego o Robercie słyszałam. Dobrze, że nadal ;) trzyma poziom, może jak się kiedyś do poziomy średnio zaawansowanego doczłapię to też będę mogła z niego korzystać :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Roberta mam i używam częściej niż 5-tomowego kolosa pl-fr. Kocham go nad życie. :) Ale obiło mi się o uszy na 2 roku romy, że istnieje wersja "Robert" lub "Grand Robert" i zawiera 27 tomów. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja Roberta używam w wersji komputerowej - papierowej niestety nie posiadam, a może to i dobrze? Słowniki lubię, ale przeglądać przed snem, a nie wertować za każdym razem przy nauce. Tak, to mężczyzna wielu romanistek, czasem denerwujący, ale zawsze kompetentny i pomocny, taki powinien być każdy facet :)

    OdpowiedzUsuń