środa, 7 stycznia 2015

O czym NIE napisałam na blogu w 2014 roku.

Jeszcze zanim cokolwiek powiem, to już uspokajam Was, drodzy Czytelnicy: nie będzie statystyk, bo zbieranie i śledzenie cyferek zafascynowało mnie dopiero miesiąc temu; archiwum bloga też nie jest na tyle spasione, by wyciągać z niego najlepsze wpisy roku 2014, dlatego mimo iż idea dzisiejszego wpisu to rozpamiętywanie i podsumowania, postaram się zaproponować Wam informacje, których dotąd nie publikowałam jeszcze na niniejszym blogu.
Pomyślałam, że mimo wszystko miło będzie zrobić jakieś sympatyczne podsumowanie minionego roku i przyszło mi do głowy, że podzielę się z Wami moimi okołofrancuskimi odkryciami z ostatnich dwunastu miesięcy. Pokażę Wam trochę piosenek, filmów i książek, a także miejsc w Internecie, które warto od czasu do czasu odwiedzić. Zapraszam!

I. Coś dla ucha.
Ubiegły rok zbombardował mnie muzyką francuską. Poznałam (nie osobiście, wiadomo) licznych kompozytorów muzyki filmowej, jak choćby wspomniany parę dni temu Michel Legrand; z niektórymi, bardziej współczesnymi, odświeżyłam znajomość (wśród nich był na przykład Alexandre Desplat). Słuchałam też sporo radia, więc mogłam śledzić na bieżąco, czego obecnie słuchają tak zwani „wszyscy”. W międzyczasie, raczej przypadkiem, wpadłam na kilka nowych (dla mnie) nazwisk i jednocześnie piosenek, które przypadły mi do gustu. Jeśli ktoś śledzi mój fanpage na Facebooku, miał szansę poznać kilka z nich. Dla pozostałych wrzucam kilka utworów:

1) Sophie Tith – "T'es beau". Młode dziewczę z głębokim głosem.


2) Lior Shoov – "Caress my skin". Piosenka francusko-angielska, a sama piosenkarka – rodem z Izraela. Urzekła mnie delikatnością, chropowatością i trochę nietypową instrumentacją. Mam nadzieję, że Lior rozwinie swoją karierę i pojawi się na Spotify :) Nie ma dobrego nagrania na youtube, ale koniecznie kliknijcie TUTAJ.

3) Lou Marco – "Sous la peau". Tu bardziej energicznie, odrobinę bardziej ostro i magnetyzująco.


II. Lektura do poduszki i do tramwaju.
W tym roku czytałam za mało powieści, a za dużo dokumentów w pracy. Ten trend pewnie się nie zmieni, ale na szczęście i tak jest o czym wspomnieć. W sumie przeczytałam osiem książek po francusku, rozgrzebałam dziewiątą i zaczęłam dziesiątą. Tylko jedna była w oryginale (zbiór opowiadań Maupassanta), reszta to tłumaczenia, głównie z angielskiego. Jedna była naprawdę bardzo, bardzo zła, ale to dlatego, że po wciągnięciu się w cykl „Igrzysk śmierci” (których po polsku znieść nie mogłam, a po francusku weszły gładko) poszukiwałam innych książek „w tym stylu”. W ten sposób odkryłam, że obecnie na rynku młodzieżowym „antyutopia” została wypaczona do tego stopnia, że czasem nawet poprzedza się ją takimi przymiotnikami jak „lekka” i „dziewczyńska”.

1) "Igrzyska śmierci" polecam wszystkim tym, którzy szukają łatwej lektury na poziomie średniozaawansowanym.

2) Książka, która mnie pokonała w ubiegłym roku, to „Je m'en vais” (Jean Echenoz). Ale mam zamiar uporać się z nią za jakiś czas!

3) Tymczasem w ramach nadrabiania klasyki czytam sobie „Draculę”, utrwalając czas passé simple w pierwszej osobie liczby mnogiej, który często pojawia się w narracji.


III. Życie w obrazkach.
Dzięki C. w ubiegłym roku zainteresowałam się komiksami francuskimi. Poznałam „Joséphine”, dostałam też jedną z części „À la recherche du temps perdu”. Wyobrażacie sobie Prousta w obrazkach? Jak zmieścić ścianę tekstu w małym dymku nad głową? Myślę, że to ciekawa alternatywa dla tych, których odstrasza siedem tomów podzielonych na nieliczne akapity.
W czasie wizyty we Francji sprawiłam sobie też miłą pamiątkę – pierwszy tom przygód Marzi, stworzony we współpracy Polki Marzeny Sowy (tekst), z Francuzem - Sylvainem Savoia (rysunki). O tym komiksie jeszcze Wam wkrótce opowiem, bo warto poświęcić mu nieco więcej miejsca.

IV. Na walizkach.
O podróży do Bordeaux mogłabym opowiadać długo i ze szczegółami, ale nie wiem czy znalazłby się ktoś, kto chciałby tego słuchać. Powiedzieć, że „zakochałam się w tym mieście” to byłoby za dużo, ale na pewno chciałabym tam kiedyś wrócić. Wyobraźcie sobie: początek grudnia, dziewiętnaście stopni, błękitnie niebo i piękne słońce. Centrum miasta jest naprawdę spójne architektonicznie, ładne i zaskakująco czyste, zaś przejeżdżając przez przedmieścia nie natrafiłam na żadne ponure slumsy – może jechałam w złym kierunku? Odkryłam, że miejscowe wino ma magiczne właściwości i bardzo podnosi moje zdolności formułowania złożonych wypowiedzi w języku francuskim. A że przy okazji poznałam sporo Francuzów, którzy byli niedawno w Polsce i chcieli rozmawiać o naszej polityce międzynarodowej, to poprzeczkę miałam ustawioną raczej wysoko! Na szczęście zdarzały się też lżejsze tematy, rozkoszowaliśmy się jedzeniem, zwiedzaliśmy miasto i wymienialiśmy się doświadczeniami zawodowymi (pretekstem wyjazdu był udział w międzynarodowej konferencji). Zaprzeczam również, by Francuzi nie mówili po angielsku: ci młodzi i wykształceni mówią bardzo dobrze, ale gdy się ich poprosi, bardzo chętnie przechodzą z powrotem na francuski :)
Poza tym w minionym roku dwukrotnie odwiedziłam Paryż, gdzie zadebiutowałam – jako publiczność ;) - we francuskim teatrze, i – do trzech razy sztuka – w końcu trafiłam do muzeum Picassa, na którego otwarcie czekałam aż cztery lata. Bardzo lubię muzea, w których zgromadzona jest duża ilość dzieł jednego artysty, tak że mogę mieć przekrój przez całą jego twórczość, dlatego z wystawy jestem bardzo zadowolona (choć nadal moim numerem jeden pod tym względem pozostaje muzeum Van Gogha w Amsterdamie).
Do podróży okołofrancuskojęzycznych nie mogę niestety dorzucić Belgii, gdyż traf chciał, że zwiedzałam część flamandzką, w której francuski nie był aż tak przydatny. Mój język doskonale jednak sprostał ponadnarodowym wyzwaniom, jakie stawiały przed nim belgijskie piwo i czekoladki, które polecam tak samo gorąco, jak wizytę w Brugii – to naprawdę śliczne miasteczko, jak z bajki albo z piernika :)

V. W ramionach dziesiątej muzy.
Filmów francuskojęzycznych obejrzałam w zeszłym roku co niemiara, o niektórych już Wam pisałam w ramach akcji „W 80 blogów dookoła świata”. Chciałabym jednak wspomnieć w kilku zdaniach o jednym – a właściwie pięciu filmach ;)
Oglądając serię o Markizie Andżelice ubawiłam się setnie. Oparte o książkową serię dla kucharek i dorastających panien, filmy te opowiadają historię zawiłą i pełną emocji, przygód i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Intrygi, zdrady, miłość i pogarda, piraci, bandyci, gwałty, piękne suknie, a wśród tego wszystkiego zawsze piękna i sprytna Andżelika. Podejdźcie do tych filmów z dystansem i z humorem, a na pewno Wam się spodobają, a także ucieszą Wasze uszy piękną muzyką.


VI. Zaplątane w sieci.
Czasem tak jest, że szlaja się człowiek po Internecie bez celu i nagle trafia na róże cuda. Poniżej, na zakończenie, parę linków do stron, które uznałam za ciekawe lub potencjalnie pomocne w nauce francuskiego. Część z nich poleciła mi C., za co dziękuję uprzejmie, tak samo jak za cały rok świetnych spotkań i konwersacji.

1) Ina.fr Archiwum różnego rodzaju audycji telewizyjnych, zawiera fragmenty programów posegregowane według nazwisk, tematów, dat... Można tu znaleźć różne ciekawe skarby, jeśli tylko ma się pomysł, czego szukać. Można też po prostu klikać w to, co akurat wpadnie nam w oko ;)

2) Chers voisins, czyli notatki pozostawiane sobie nawzajem przez sąsiadów. Pretensje, ogłoszenia, zawiadomienia o możliwym hałasie z okazji imprezy na cześć Belzebuba, czyli zwyczajny obieg informacji wśród mieszkańców nieruchomości. Szczerze polecam na poprawę humoru!

3) Y'a pas le feu au lac! - blog Szwajcarki na francuskiej obczyźnie, pełen interesujących obserwacji na różne tematy, także językowe.

4) Karambolage - krótkie, ciekawe i zabawne reportaże, w których można dowiedzieć się sporo o języku (francuskim i niemieckim), tradycjach i zwyczajach Niemiec i Francji. Niestety, nawigacja strony jest bardzo nieintuicyjna i nie mogę znaleźć odcinków, które kiedyś na pewno tam były, nabrałam więc obaw, że są dostępne tylko w określonym momencie. Na pociechę na youtube można przejrzeć okienka z karambolażowego kalendarza adwentowego – są naprawdę interesujące!

5) Dernier rêve avant la nuit. Słuchowiska – od poniedziałku do piątku od 21 do 22, ale można też swobodnie buszować po archiwum i ściągać starsze audycje w formacie mp3. Są to krótkie opowiadania, często dziwne, niezwykłe, pobudzające wyobraźnię, a przeplatane piosenkami francuskimi i nie tylko. Osoby prowadzące audycję czytają bardzo wyraźnie i powoli, więc nawet średnia znajomość języka pozwoli nam sporo zrozumieć.

6) Les Valaisans dans l'espace. Animowana mini-seria satyryczna w stylu space-opery, której bohaterowie dobrowolnie opuszczają rodzinny kanton Valais w Szwajcarii i wyruszają w kosmos. Ciekawy akcent, dużo stereotypów i jeszcze więcej sera – i to wszystko w zaledwie czterech kilkuminutowych odcinkach.

7) Soundtrackowy Tour de France. Na koniec coś po polsku – seria naprawdę pogłębionych i ciekawych artykułów o muzyce filmowej. To przekrój przez muzykę z kanonu francuskich filmów od lat pięćdziesiątych do dziewięćdziesiątych, wraz z biografiami kompozytorów i fragmentami utworów. Kopalnia wiedzy, którą warto zgłębiać po kawałku – spis wszystkich artykułów znajduje się na końcu ostatniego odcinka.

Dotarliście do końca? Jak się okazuje, był to całkiem bogaty rok, w ciągu którego (zupełnie nie wiem kiedy) odczuwalnie podniósł się mój poziom językowy – zwłaszcza jeśli chodzi o mówienie i rozumienie ze słuchu, choć oczywiście jeszcze wiele przede mną. Rok 2015 będzie dla mnie naprawdę intensywny zawodowo, ale mam nadzieję, że znajdzie się w nim choć trochę czasu na francuski i na prowadzenie bloga, zwłaszcza że z radością odkrywam, że liczba czytelników rośnie coraz szybciej! Dziękuję Wam za regularne odwiedzanie tej strony, chciałabym też zachęcić do większej śmiałości w zakresie komentowania ;) Wszystkiego dobrego dla Was w Nowym Roku – Bonne Année!

13 komentarzy:

  1. Skoro tak zachęcasz do komentowania to się skuszę, chociaż zazwyczaj pozostaję biernym konsumentem treści.
    Z tych wszystkich polecanych przez Ciebie rzeczy znałam wcześniej Karambolage i obiła mi się o uszy Marzi i Joséphine (widzę, że o tej ostatniej muszę doczytać u Ciebie na blogu, widziałam bowiem tylko zwiastun filmowy). Wróciłam po raz ostatni do nauki francuskiego i mam nadzieję, że za jakiś czas też będę mogła równie swobodnie jak Ty czytać i oglądać po francusku. Będzie jakiś wpis o Bordeaux? Z Twoimi zdjęciami :)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moimi zdjęciami to będzie ciężko, bo ich nie robiłam, ale za to znajomi owszem, więc może jeszcze uzbiera się materiał na osobny wpis :) Choć pewnie byłaby to notka głównie o jedzeniu i piciu ;) A co to znaczy, że wróciłaś po raz ostatni do francuskiego? Jak nie tym razem to go rzucasz?

      Usuń
    2. Ej, jedzenie i picie to główny sens mego życia, nie odbieraj mi tej przyjemności ;D.
      Tak, już tyle razy do niego podchodziłam, że przeciąganie tej "nauki" w nieskończoność nie ma najmniejszego sensu. Mam nadzieję, że mnie to dodatkowo zmobilizuje do ogarnięcia tematu :)

      Usuń
    3. W takim razie będę trzymać kciuki, żeby tym razem Ci się udało :) Pomyślę o jakieś notce o Bordeaux, ale na razie mam tyle pomysłów, że nie nadążam z ich obracaniem we wpisy :)

      Usuń
  2. Dziękuję za Sophie Tith, bardzo mi przypadła do gustu, a sama bym jej nie odkryła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten cover całkiem fajnie Sophie Tith wyszedł :) ale przyznam, że jej własne utwory zupełnie mi nie podeszły, spodziewałam się czegoś lepszego, ale dziewczę jest młode, więc kto wie, co jeszcze w przyszłości pokaże :)
    Strony, które polecasz wydają się być całkiem fajne, jak będę mieć nieco więcej czasu na sobie dokładnie je przejrzę :)
    Dla Ciebie również duuużo dobrego w w Nowym Roku!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Sophie, to chociaż podoba mi się jej głos, to tylko niektóre utwory przypadły mi do gustu i zawsze są to covery. Ale mam nadzieję, że rozwinie się w ciekawym i nie jakoś boleśnie popowym kierunku :)

      Usuń
  4. Bonne année à toi aussi!

    Marzi muszę sobie sprawić, dzięki, że mi o niej przypomniałaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, ale fantastyczny wpis, muszę sprawdzić: 1. muzyka - mam zamiar przez następny miesiąc codziennie poznać jakąś francuską piosenkę, na pewno skorzystam! 2. Zaplątane w sieci - też muszę poszperać, aby słuchać słuchać i jeszcze raz słuchać francuskiego!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do słuchania szczególnie polecam "dernier reve..." - ostatnio moje ulubione źródło, chociaż staram się też regularnie słuchać informacji radiowych :) Dziękuję za miłe słowa, cieszę się że wpis Ci się podoba :) I oczywiście życzę wytrwałości w nauce, zwłaszcza że widziałam, że zapisałaś się na egzamin :)

      Usuń
    2. Dziękuję! Własnie sprawdziłam stronę Ina.fr - powiem Ci szczerze, że Ina to jest imię byłej dziewczyny mojego chłopaka i do tej pory go nie znosiłam;) ale po obejrzeniu 10-minutowego wprowadzenia co to jest Ina.fr i po usłyszeniu słowa "INA" chyba ze 100 razy, mogę powiedzieć, że się przyzwyczaiłam :D To w takim razie teraz sprawdzam "dernier reve..." :)

      Usuń
  6. Po przeczytaniu Twojej wcześniejszej rekomendacji na FB, przesłuchałam dwie audycje "Dernier reve avant la nuit" i bardzo mi się spodobały. Ciekawe treści różnego gatunku. Animatorka, która akurat prowadziła obie audycje, ma bardzo przyjemny głos, bardzo wyraźnie i wolno czyta (idealna audycja do nauki języka). Dodatkowo bardzo ciekawa oprawa muzyczna. Jedyny minus : kiedy wróciłam ze spaceru z psem, podczas którego słuchałam tych podcastów, poczułam silną potrzebę udania się w objęcia Morfeusza ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze uznawałem, że muzyka francuska jest piękna, a Pani mi o tym tylko przypomniała. Swoją drogą nieciekawe rzeczy się tam dzieją ostatnio :/

    OdpowiedzUsuń