Rozpakowywanie walizek
nigdy nie było moją mocną stroną, dlatego od popołudnia stoją
gdzieś w kącie, podczas gdy ja zdążyłam już odespać zbójecko
wczesny lot z Marsylii i niezbyt wygodny powrót pociągiem z
Warszawy i na nowo poczuć się w domu jak u siebie. Tygodniowe
wakacje na południu Francji przyniosły mi oczywiście wiele
przemyśleń językowych, które wkrótce znajdą ujście w osobnym
wpisie, ale już teraz mogę powiedzieć, że wróciłam dumna z
siebie, podbudowana swoimi umiejętnościami i oczywiście gotowa do
dalszej nauki – z przekonaniem, że choć jeszcze bardzo wiele
przede mną, to tak naprawdę jeśli się chce, to nic nie jest
trudne.
Tymczasem, pociągając
noskiem (gorące dni, chłodne noce i silny wiatr – gdyby to nie
wystarczyło żeby się przeziębić, polecam dorzucić kąpiele w
zimnych zatoczkach), zabieram się do szybkiej relacji z podróży.