Mglista idea tego wpisu
chodziła za mną od lat i w głębi serduszka myślałam, że nigdy
on nie powstanie. Do tej pory nie miałam na niego pomysłu,
zwłaszcza że sama zaczynałam naukę w warunkach nietypowych:
miałam dużo wolnego czasu i zapał graniczący z obsesją, łapałam
więc wszystko co się tylko mogło nadać do nauki, zaczynałam
milion metod naraz, siedziałam nad francuskim codziennie godzinami i
gdy przestawałam, to nie mogłam się doczekać, kiedy znowu zacznę.
Od początku czułam, że zwykli ludzie chyba tak nie mają i na nic
im pycha-rady typu: poświęć się bez reszty francuskiemu, a rychło
się nauczysz.
A teraz nagle pomysł na
ów wpis wreszcie się wyklarował, a to za sprawą dwóch czynników:
po pierwsze, zmanipulowałam matulę, żeby zaczęła się uczyć
francuskiego i w związku z tym musiałam jej zaproponować jakieś
materiały, a po drugie, sama nieśmiało zabrałam się za kolejny
język i staram się korzystać ze swoich dotychczasowych
doświadczeń, tak żeby stworzyć jak najskuteczniejszy system
nauki. Tym razem mam mało czasu i umiarkowany zapał, a moim celem
jest w miarę sprawna, rzetelna nauka i dojście do jakiegoś w miarę
komunikatywnego poziomu w okolicach literki B. Taka postawa zbliżona
do przeciętnej pozwoli być może na sformułowanie kilku
uniwersalnych porad odnośnie do tego, jak ugryźć naukę języka
obcego – z naciskiem na francuski, oczywiście.