– Czy mały Robert
naprawdę jest mały?
– Po co komu słowniki
jednojęzyczne?
– Lepszy Le Petit
Robert w garści, czy la petite robe (noire) na dachu?
– Romans z Robrtem –
en ligne, czy w wersji do dotykania?
Na te i inne pytania
namiastka odpowiedzi poniżej.
A wszystko dlatego, że
całkiem niedawno stałam się posiadaczką Małego Roberta rocznik 2014 (słodkie buziaczki i
podziękowania dla moich przyjaciół za ten piękny urodzinowy
podarek!). Dotarłam bowiem do etapu, w którym internetowe słowniki
francusko-polskie zaczęły budzić we mnie poczucie pewnego
niedosytu i niedoprecyzowania, zapragnęłam czegoś, co zarazem
będzie bardziej wieloznaczne, a nie będzie pozostawiać tylu
niedomówień. Prawdę mówiąc, zapragnęłam właśnie Roberta. Bo
widzisz, kochany pamiętniczku, niby jest Larousse w internecie i to
za darmo, ale kiedyś miało się okazję testować Roberta on line i
odniosło się wrażenie, że są tam odpowiedzi na niemal wszystkie
ważne i dręczące mnie pytania. Potem darmowa wersja testowa
zniknęła, a uczucie pozostało.