środa, 7 sierpnia 2013

Brak mi słów, czyli o wadach i zaletach słowników... słów kilka :)

Zastanawiam się, jak bardzo kontrowersyjnie zabrzmi w uszach wszelkich pasjonatów języków obcych moje wyznanie następującej treści: nie posiadam ani jednego tradycyjnego, papierowego słownika, ani do francuskiego, ani do żadnego innego języka. Uważam takie słowniki za niewygodne, zajmujące zbyt wiele miejsca na półkach (które można by zapełnić innymi książkami) i jestem zdania, że można się efektywnie uczyć języka obcego bez wcześniejszego zgromadzenia wokół siebie kilku tego rodzaju opasłych tomów.

Niniejszy wpis ma stanowić mini-przewodnik po wybranych słownikach internetowych, z których zazwyczaj korzystam, ze wskazaniem na ich wady i zalety. Niewątpliwie wielką zaletą ich wszystkich jest to, że są darmowe, więc nie trzeba się ograniczać tylko do jednego albo kilku z nich, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można przeznaczyć na podręcznik lub program, którego nie znajdziemy za darmo w wersji on-line :) Bardzo cenię sobie również szybkość korzystania z takich słowników, których nie trzeba kartkować w nieskończoność; no i nie zajmują one miejsca na biurku, na którym i tak zawsze jest za ciasno.
Oczywiście nie twierdzę, że darmowe słowniki zaspokoją wszystkie, nawet najbardziej wygórowane potrzeby i podejrzewam, że na zaawansowanych poziomach nauki, zwłaszcza filologom, przydają się bardziej obszerne wyjaśnienia każdego słowa. Podobnie pewnie rzecz wygląda w przypadku słownictwa specjalistycznego, np. prawniczego albo biznesowego. Jednak zanim dojdzie się do tego poziomu wtajemniczenia, trzeba przejść przez wszystkie wcześniejsze etapy i jeśli chodzi o słowniki, to w zupełności wystarczą nam zasoby Internetu.

Oczywiście nie każdy słownik internetowy jest dobry, więc na początek trzeba trochę poszperać, żeby zgromadzić przydatne narzędzia do pracy. Ja sama przez pierwsze dni mojej spontanicznie rozpoczętej nauki francuskiego, gdy jeszcze nie wiedziałam za bardzo jak się do tego porządnie zabrać, sięgałam do słownika onetu, który jest bardzo chaotyczny i w przypadku tłumaczenia z polskiego na francuski nie raczy nawet określić rodzajnika rzeczownika. Jest to właśnie przykład słownika, którego absolutnie nie polecam.

Przejdźmy jednak do tych pozycji, które uważam za całkiem przydatne.
1. PONS (pl/fr)
Jest to mój podstawowy słownik, z którego korzystam w pierwszej kolejności – na pewno wynika to po części z przyzwyczajenia, bo jest on dobry, ale jednak nie idealny.
Słownik ten posiada liczne zalety, które pozwolę sobie wypunktować:
- stosunkowo duża baza haseł (choć zdarza się, że czegoś w nim brakuje);
- możliwość odsłuchania nagrania słówka (jak się można spodziewać, odczytuje je syntezator mowy);
- podany jest także zapis fonetyczny, a po najechaniu kursorem na każdą literkę wyświetla się słowo, w którym dany dźwięk wymawia się tak samo (niestety, niektóre słowa nie mają podanego zapisu fonetycznego);
- w nawiasach zwykle podane są synonimy francuskie, co pozwala na lepsze zrozumienie, w jakim kontekście można użyć danego słowa i jak bardziej precyzyjnie rozumieć jego tłumaczenie;
- oprócz pojedynczego słowa, którego szukamy, często pojawiają się również wyrażenia i zwroty, w jakich to słowo może występować, a także z jakim przyimkiem łączy się zwykle dany czasownik, etc.;
- jeśli źle wpiszemy słowo, słownik wyszuka słowa podobne, ponadto w czasie wpisywania wyświetlają się podpowiedzi sugerowanych haseł, co dla mnie jest przydatne zwłaszcza jeśli próbuję ze słuchu odnaleźć jakieś nowe słowo i nie jestem pewna, jak ono może być zapisane;
- tłumaczenie działa automatycznie w obie strony – nie musimy za każdym razem ręcznie przestawiać ustawień w zależności od tego, czy chcemy tłumaczyć z francuskiego na polski, czy odwrotnie.

Nieobce są mu również wady:
- często jakieś słowo nie wyświetla się jako tłumaczenie z polskiego na francuski (lub odwrotnie), ale już w drugą stronę oba słowa są podane jako swoje odpowiedniki;
- nierzadko się zdarza, że brakuje jakiegoś słówka w bazie, albo że nie zawiera odpowiednika, który w danym kontekście wydawałby się najwłaściwszy – i rzeczywiście, po sprawdzeniu w innym słowniku okazuje się, że są jeszcze inne możliwości rozumienia tego słowa;

Zwracam też uwagę, że w tym słowniku to, czy dane słowo zaczyna się od h przydechowego zaznaczone jest za pomocą apostrofu przed zapisem fonetycznym; przyzwyczajona do idei gwiazdki przed zwykłym zapisem przez bardzo długi czas byłam przekonana, że słownik w ogóle nie wprowadza tego rozróżnienia.
Mimo wszystko bardzo lubię ten słownik, zwłaszcza że jego układ graficzny jest bardzo przejrzysty. Poza tym po zalogowaniu się na stronie można dodawać sobie słówka do schowka i ćwiczyć je z „trenerem słownictwa” - ale akurat ta opcja jest dla mnie nieprzydatna, bo moim osobistym trenerem jest Profesor Pierre ;)

2. Leksyka.pl (pl/fr)
Gdy jakiegoś słowa brakuje w Ponsie, czasem zaglądam do słownika Leksyki. Warto przy tym zwrócić uwagę, że po wyszukaniu danego słowa w ramce po prawej stronie zatytułowanej „zobacz również” pojawiają się wyrażenia, w których to słowo występuje.
Poza tym do zalet tego słownika mogę zaliczyć nagrania słówek, które brzmią nieco bardziej naturalnie niż te w Ponsie, ale z drugiej strony, jest ich tam bardzo mało, często nie ma nagrań do naprawdę podstawowych słówek. Poza tym w słowniku Leksyki jak dotąd jeszcze się nie dopatrzyłam rozróżnienia h niemego i przydechowego, a to według mnie naprawdę spory minus.

3. Reverso (pl/fr , ang/fr , fr/fr)
Słownik Reverso utworzony został przez wydawnictwo Collins i według mnie jest naprawdę bardzo dobry. Jeśli chodzi o słownik francuski, to możemy wybrać tłumaczenie na polski, ale sama nigdy nie korzystam z tej wersji, bo jest ona o wiele uboższa, niż dostępna wersja francusko-angielska, która zawiera od razu przykłady użycia danego słowa, zwroty i wyrażenia, a także sporo słów z języka potocznego.
Po kliknięciu na słowo można wybrać opcję jego odsłuchania, odmienienia lub odnalezienia synonimów, co stanowi naprawdę duże udogodnienie.
Zaletą korzystania z wersji angielskiej jest też w mojej ocenie to, że często zdarza się, że łatwiej nam pomyśleć angielskie słowo, które chcielibyśmy przetłumaczyć na francuski, niż znaleźć jego polski odpowiednik, który nie zwiódłby nas na manowce. Jest to przydatne szczególnie wtedy, gdy sami chcemy stworzyć jakiś tekst po francusku. Ja tak ostatnio miałam np. szukając słowa „fluent” w odniesieniu do posługiwania się językiem obcym, a polskie słowo „płynny” prowadziło mnie do różnego rodzaju płynów ;)

Oprócz słownika dwujęzycznego możemy na tej samej stronie skorzystać z opcji definicji francuskich, które są stosunkowo przystępne do zrozumienia, dostępny jest też szeroki wybór synonimów, co pozwala na łatwe przyswojenie znaczenia szukanego słowa.

Niestety, strona często ładuje się powoli albo w ogóle odmawia współpracy. Nie wiem, od czego to zależy, na szczęście ma też momenty, że śmiga bez problemu.

4 Larousse (fr/fr)
Przyznam, że słowniki jednojęzyczne budzą moje mieszane uczucia. Z jednej strony wiem, że lepiej jest poznawać znaczenie słów przez ich definicje, bo wtedy dostrzegamy niuanse rozróżniające synonimy i wytwarzamy w sobie intuicje odnośnie tego, w jakich kontekstach można użyć danego słowa, żeby nie zabrzmieć dziwnie i nienaturalnie. Dlatego sama chętnie korzystam z takich słowników, żeby upewnić się, jak należy rozumieć jakieś słowo, zwłaszcza jeżeli jego polski odpowiednik może mieć wiele znaczeń, albo kiedy chcę się upewnić, że dane słowo będzie pasować w kontekście, w którym zamierzam go użyć. Jednak z drugiej strony stoję na stanowisku, że ucząc się nowych słów w większej ilości, wypisując je sobie z tekstów, itp. w celu zapamiętania lepiej jest sprawdzić polskie tłumaczenie, które nawet jeśli nie będzie idealne, to zapewne szybciej zapadnie w pamięć. Na zagłębianie się w niuanse przyjdzie pora później, gdy już stworzymy sobie w pamięci nieco większą bazę słów, zapamiętamy nazwy rzeczy i czynności, które są proste i nie wymagają szczegółowych definicji i przejdziemy do pojęć bardziej abstrakcyjnych. Wynotowywanie definicji wszystkich słów – a później jeszcze próba nauczenia się ich – z pewnością szybko i skutecznie by mnie zniechęciło.

Dlatego też podając link do słownika Larousse'a zachęcam do korzystania z niego z rozwagą ;) Jest on jednak niewątpliwie godny polecenia. Definicji do każdego słowa jest co najmniej kilka i są one całkiem przystępne, a do tego następnie zobrazowane w przykładowych kolokacjach. Rzeczowniki mają podaną liczbę mnogą, przymiotniki podane są w formie męskiej i żeńskiej, przy czasownikach pojawia się odesłanie do koniugacji. Oprócz definicji możemy sprawdzić również wyrażenia z danym słowem, synonimy, homonimy, cytaty zawierające to słowo, a także w niektórych przypadkach przeczytać kilka informacji na temat problemów ortograficznych, etc. Pasjonaci mogą się również zapoznać z etymologią danego słowa (w nawiasie podany jest odpowiednik, najczęściej łaciński).

Wymienione wyżej słowniki w zupełności wystarczają mi do nauki, przynajmniej na moim obecnym poziomie, choć jak zawsze jestem otwarta na nowości i cały czas szukam swojego ideału. Ciekawa jestem, z jakich słowników korzystacie Wy, czy macie jakichś ulubieńców w tej dziedzinie i czy zgadzacie się z moimi opiniami, które przedstawiłam powyżej. Czy lubicie kolekcjonować tradycyjne słowniki i jakie widzicie w tym korzyści, których nie mogą przynieść słowniki internetowe?

8 komentarzy:

  1. Do francuskiego używam w zasadzie tylko ponsa, ale wynika to z mojego raczej skromnego A1/A2 więc na tym poziomie sprawdza się całkiem nieźle.

    Do niemieckiego też go używam, ale często zdarza mi się zajrzeć do Dudena czyli 1 z 2 Biblii germanistów ;). Kiedyś usłyszałam na studiach powiedzenie, że czego nie ma w Dudenie to nie istnieje, ale chyba się już trochę to zdezaktualizowało ;)

    Właśnie brakuje mi takiego francuskiego i włoskiego Dudena, gdzie bym mogła mieć 200% pewność, że coś się zapisuje tak, a nie inaczej. We francuskim jest Le Petite Robert, ale nie ma chyba wersji online?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie słyszałam o Robercie, ale nigdy nie miałam go w rękach i nie wiem, na czym polega jego wspaniałość.
      Ale właśnie przed chwilką odkryłam, że można go wypróbować za darmo tutaj http://lerobert.demarque.com/en/us/dictionnaire-en-ligne/ - więc od jutra będę próbować :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z tobą całkowicie odnośnie papierowych słowników :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki i Ty nie używam tradycyjnych słowników. I również polecam PONS, szczególnie w początkowej fazie nauki A1/A2.

    ps O Robercie nie słyszałam, ale teraz na pewno go sprawdzę! :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aulnay, faktycznie z Laroussa korzystam głównie dla synonimów, a jeśli chodzi o mnie polecam też słownik wordeference (fr-ang,ang-fr) oaz bardzo ciekawą propozycją jest glosbe.com/fr/pl - ma większy zasób słów niż pons, z którego już nie korzystam. Poza tym czasem można znaleźć przykładowe tłumaczenia zdań z jakimś słowem do któych należy podchodzić do dużą rezerwą, niemniej można zobaczyć użycie słowa w różnych kontekstach. Pons czasami się myli - jak to zauważyła kiedyś moja nauczycielka francuskiego, ale też go lubiłam, bo wydawał mi się taki przejrzysty.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za linki, będę wypróbowywać :)
      To prawda że Pons się myli, ale zwykle gdy coś mnie niepokoi, to sprawdzam też w innych słownikach. W sumie często podpieram się kilkoma słownikami na raz :)

      Usuń
  5. Jeżeli chodzi o francuski to korzystam ze słowników internetowych i mam też taki bardziej tradycyjny, właśnie Petit Robert. Ten ostatni jako słownik francusko-francuski posiada dość ciekawe wyjaśnienia niuansów i zawiera sporo idiomów i wyrażeń potocznych. Chociaż znajdziemy w nim tez bardziej specjalistyczne hasła.
    Do innych języków wykorzystuję przeważnie słowniki internetowe. Jednak, to wynika głównie z braku czasu. Jeżeli nic mnie nie pogania, to lubię sobie poprzewracać strony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Do słowników tych tradycyjnych jestem bardzo przywiązana, kupuję ich bardzo dużo, bo po prostu lubię je mieć na swojej półce, a jako wielka pasjonatka języka francuskiego i wszystkich książek z nim związanych, słownik czasem przeglądam bez konkretnego powodu, po prostu lubię go czytać :)
    Jednak jeżeli potrzebuję szybkiego tłumaczenia, korzystam także ze słowników internetowych. Faktycznie, słownik PONS jest moim numerem jeden, jest bardzo przejrzysty.
    Jeżeli chodzi o Larousse jestem zwolenniczką tego wydawnictwa i szczerze polecam! Osobiście uważam, że reprezentuje ten sam poziom co Robert i jest o wiele bardziej przyjazny.

    Pozdrawiam serdecznie
    http://wszystko-co-francuskie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń