Ostatnio cierpię na
nadmiar weny, który zmusza mnie do pisania kolejnych notek na bloga
i werbalizowania pojawiających się ciągle nowych pomysłów,
chociaż jeszcze sporo starych czeka na swój moment. Skoro jednak
poprzednio było sporo teoretyzowania i pouczania, to tym razem pora
na coś lżejszego – czyli trochę muzyki i literatury, a wszystko
przepasane, jakby wstęgą, odrobiną nostalgii i wspomnieniami z
dzieciństwa.
Pamiętacie jak to się
stało, że spośród tylu języków obcych wybraliście akurat ten
jeden konkretny, któremu zaczęliście się poświęcać? Dlaczego
właśnie ten, a nie inny kraj i jego kultura wysunęły się na
pierwsze miejsce i w którym momencie to nastąpiło? Czasem próbuję
odnaleźć w pamięci ten moment, w którym pojawiły się pierwsze
przebłyski mojego późniejszego uzależnienia od francuszczyzny i
uświadamiam sobie, że na pewno było to bardzo dawno temu, jeszcze
w dzieciństwie. Pamiętam, że gdy odbywała się olimpiada w
Atlancie (miałam wtedy dziewięć lat), wpadła mi w ucho
Marsylianka i potem ciągle męczyłam mamę, żeby mi ją nuciła, a
w międzyczasie lepiłam z plasteliny zawodników ozdobionych
francuskimi flagami :) Później przy różnych okazjach zawsze
chętnie kibicowałam Francuzom, niezależnie od dyscypliny, co może
wskazywać na to, że szaleństwo zostało już we mnie zaszczepione.
A pewnego dnia zobaczyłam w telewizji Marinę
Anissinę i Gwendala Peizerat,
jeżdżących na łyżwach
do muzyki z Carminy Burany i zakochałam się –
prawdopodobnie na równi w tej parze (gdzie ona często podnosiła
jego!), i w ślicznym Gwendalu ;) Może nie był do końca w moim
typie, ale rekompensował mi to uśmiechem, któremu nie można było
się oprzeć. Zaczęłam więc śledzić ich karierę i z ogromną
przyjemnością oglądałam ich występy – zwłaszcza te galowe,
które odbywały się po zakończeniu kolejnych mistrzostw. I w ten
sposób po raz pierwszy usłyszałam o „Notre Dame de Paris”. I
właśnie po to był ten długi wstęp – by naprowadzić Was na
temat tego musicalu, a wraz z nim na historię pewnego dzwonnika.
Jakość nagrania niestety pozostawia wiele do życzenia, ale mimo wszystko można spróbować
poczuć to, co może czuć trzynastolatka oglądająca w telewizji w
niedzielne popołudnie swoją ukochaną parę łyżwiarzy, chłonąca
całą sobą historię nieszczęśliwej miłości paskudnego garbusa
do pięknej cyganki (zwłaszcza gdy paskudny garbus jest tak piękny,
jak ten tutaj!). Do mojej fascynacji łyżwami doszło w tamtej
chwili jeszcze pragnienie, żeby jeszcze raz usłyszeć tę piosenkę,
a najlepiej cały musical – co w czasach bez tak zasobnego
Internetu jak dziś nie było wcale łatwe.
Niedługo po tym drogi
moje i Gwendala się rozeszły (z tego co kojarzę, to po zdobyciu
złota na olimpiadzie w 2002 przestali występować w zawodach), ale
nie skończyła się moja fascynacja Francją i jej kulturą. A
„Notre Dame de Paris” zawsze gdzieś tam mi siedziało z tyłu
głowy i czasem przypominało, że warto by było bliżej się z nim
zapoznać. I chociaż do tej pory nie miałam okazji obejrzeć tego
spektaklu, to wielokrotnie słuchałam całej ścieżki dźwiękowej,
teraz zaś chciałabym napisać parę słów na temat tej historii.
Jestem pewna, że wszyscy
mniej więcej kojarzą dzwonnika Quasimodo i jego miłość do
cyganki Esmeraldy – choćby za sprawą bajki Disney'a, której
fabuła odbiega jednak znacząco od oryginału, czyli powieści
Wiktora Hugo, a postaci są bardzo spłycone. Dlatego wszystkich
tych, którzy tęsknią za złożonymi i wielopłaszczyznowymi
charakterami chciałabym zachęcić do sięgnięcia po książkę
„Katedra Marii Panny w Paryżu”. Tylko w ten sposób
będziecie mogli poznać mężczyznę, który jest najwspanialszym
czarnym charakterem, jaki do tej pory przewinął się przez moje
życie – Klaudiusza Frollo.
To nie jest tak, że
Frollo jest zły. Jest to człowiek który w całości poświęcił
się Bogu i nauce, ale obok tego po śmierci rodziców zaopiekował
się swym młodszym bratem, przygarnął też porzuconego pod
drzwiami katedry małego Quasimodo. Archidiakon Frollo ma ludzkie
uczucia, których nie zabiły w nim samotność ani surowa
dyscyplina, którą sobie narzucił. I w pewnej chwili właśnie
uczucia biorą nad nim górę, zaczynają nim miotać sprzeczne
emocje, miłość, nienawiść, zachwyt i pogarda, a wszystko to za
sprawą cygańskiej piękności, nieświadomej czaru jaki rzuciła
tańcząc na placu przed katedrą. Powieść Hugo to wspaniała
historia miłosna – jeśli ktoś lubi historie obficie zaprawione
szaleństwem. Opisy tego, co w swoim wnętrzu przeżywa Frollo to
moim zdaniem psychologiczny majstersztyk, a wyznanie miłosne w jego
wykonaniu... Najlepiej przeczytajcie, jeśli jeszcze nie mieliście
okazji.
A tymczasem zapraszam do
wysłuchania i prześledzenia tekstu jednej piosenki z musicalu,
który co do zasady jest dość wierny pierwowzorowi. Oto Quasimodo,
Frollo i piękny Phoebus głoszą swoją miłość do Esmeraldy –
każdy z nich na swój sposób, ale wszystkich ich łączy zachwyt
nad urodą dziewczęcia i nieznośne pragnienie zerwania tego
pięknego kwiatuszka.
Oczywiście rozpoczęłam
swoją zabawę od próby spisania tekstu ze słuchu i przy okazji
przekonałam się, że aktorzy wcale nie śpiewają aż tak wyraźnie,
jak mi się wcześniej wydawało. Już w pierwszej zwrotce Garou
zagiął mnie chociażby prostym „sa robe”, którego
sama nijak tam nie mogłam usłyszeć
:)
No, ale po kolei.
(Quasimodo)
Belle
C'est un mot qu'on
dirait inventé pour elle
Quand elle danse et
qu'elle met son corps à jour, tel
Un oiseau qui étend
ses ailes pour s'envoler
Alors je sens l'enfer
s'ouvrir sous mes pieds
J'ai posé mes yeux
sous sa robe de gitane
A quoi me sert encore
de prier Notre-Dame
Quel
Est celui qui lui
jettera la première pierre
Celui-là ne mérite
pas d'être sur terre
O Lucifer !
Oh ! Laisse-moi rien
qu'une fois
Glisser mes doigts dans
les cheveux d'Esméralda
Jako pierwszy swoje
inwokacje rozpoczyna Quasimodo, który stwierdza, że słowo „piękna”
zdaje się być wymyślone specjalnie dla Emeraldy. Pojawia się tu
zwrot „on dirait que”, który w tym kontekście nie odnosi
się do mówienia, ale właśnie do „wydawania się”.
Zaś Esmeralda, kiedy
tańczy, ukazuje swoje ciało, a dokładniej mówiąc, wystawia je na
światło dzienne (mettre son corps à jour). To ptaszyna,
która rozkłada skrzydła żeby odlecieć, więc biedny garbus
czuje, jak piekło rozwiera mu się pod stopami.
Później pojawia się
wspomniana przeze mnie wyżej sukienka cyganki, a Quasimodo nabiera
wątpliwości, po cóż ma jeszcze zanosić modły do Najświętszej
Panienki. Targany miłością oświadcza, że ten, kto pierwszy rzuci
kamieniem w dziewczynę, nie zasługuje na to, by dłużej stąpać
po ziemi. Zrozpaczony garbus prosi Lucyfera: pozwól mi chociaż raz
musnąć palcami włosy Esmeraldy.
Przyznacie, że ten
poziom zaślepienia miłością jest już nieco creepy. A to dopiero
początek, bo zaraz potem na scenę wkracza Frollo.
(Frollo)
Belle
Est-ce le diable qui
s'est incarné en elle
Pour détourner mes
yeux du Dieu éternel?
Qui a mis dans mon être
ce désir charnel
Pour m'empêcher de
regarder vers le Ciel
Elle porte en elle le
péché originel,
La désirer fait-il de
moi un criminel?
Celle
Qu'on prenait pour une
fille de joie une fille de rien
Semble soudain porter
la croix du genre humain
O Notre-Dame !
Oh ! laisse-moi rien
qu'une fois
Pousser la porte du
jardin d'Esméralda
Co do Klaudiusza to
wyraźnie po nim widać, że nie przywykł do odczuwania tak
przyziemnych uczuć jak pożądanie do kobiety i że nie umie sobie z
tym poradzić. Zastanawia się zatem, czy Esmeralda nie jest
przypadkiem diabłem wcielonym (le diable incarné) po to,
żeby odwrócić jego oczy od nieskończonego Boga. Rozważa, czy to
nie ów diabeł rozpalił w nim cielesne pożądanie (ce désir
charnel), by Frollo nie patrzył w stronę Niebios (empêcher
oznacza zakłócanie, przeszkadzanie).
Esmeralda nosi w sobie
grzech pierworodny (le péché originel), którego nie należy
mylić z brzoskwinią (la pêche), ani z łowieniem ryb
(pêcher), bo występuje jednak między nimi pewna różnica
nie tylko w znaczeniu, ale też w ortografii i w wymowie.
Pytanie do zastanowienia
się: czy pożądanie Esmeraldy czyni z Frolla przestępcę? Frollo
nie wie.
Natomiast Esmeralda,
którą braliśmy dotąd za kobietę lekkich obyczajów (francuskie
określenie „une fille
de joie” jest zdecydowanie bardziej urocze, dosłownie
oznacza bowiem córkę radości) i nic nie wartą (tak chyba
należałoby rozumieć „une fille de rien”), nagle
wydaje się nieść krzyż całego rodzaju ludzkiego. Frollo nie
wyjaśnia, co dokładnie ma przez to na myśli, zwraca się natomiast
do Najświętszej Panienki: Pozwól mi tylko jeden raz otworzyć
bramy do ogrodu Esmeraldy. Używa przy tym czasownika „pousser”,
który ma kilka nieco różnych znaczeń, w tym wypadku niewątpliwie
chodzi o popychanie. Nic więcej nie trzeba tłumaczyć – no, może
poza następną zwrotką.
(Phoebus)
Belle
Malgré ses grands yeux
noirs qui vous ensorcellent
La demoiselle
serait-elle encore pucelle ?
Quand ses mouvements me
font voir monts et merveilles
Sous son jupon aux
couleurs de l'arc-en-ciel
Ma dulcinée
laissez-moi vous être infidèle
Avant de vous avoir
mené jusqu'à l'autel
Quel
Est l'homme qui
détournerait son regard d'elle
Sous peine d'être
changé en statue de sel
O Fleur-de-Lys,
Je ne suis pas homme de
foi
J'irai cueillir la
fleur d'amour d'Esméralda
Ostatni w kolejce do
wyznań, ale może wcale nie do serca cyganki, jest Phoebus i
gdybyście nie wiedzieli, to z niego też jest niezłe ziółko. Ów
dzielny żołnierz ma już bowiem narzeczoną, Fleur-de-Lys.
Zastanawia się jednak (śpiewając, na moje ucho, miejscami dość
niewyraźnie), czy pomimo swych wielkich i urzekających czarnych
oczu Esmeralda pozostaje nadal dziewicą. To ważna kwestia, bo
przecież swoimi ruchami cyganka obiecuje mu cuda nie do opisania.
Phoebus odnosi się tutaj do wyrażenia „promettre monts
et merveilles”, które na polski najlepiej byłoby chyba
przełożyć jako obiecywanie złotych gór, czyli czegoś
atrakcyjnego, ale nie do końca realnego i osiągalnego. Warto dodać,
że owe cudowności kryją się pod halką (le jupon) koloru
tęczy (l'arc-en-ciel, czyli łuk na niebie, proste).
Nasz żołnierzyk jest
tak nabuzowany, że prosi swą narzeczoną (ma dulcinée
– tak, dobrze kojarzycie,
to słowo pochodzi od donkiszotowej Dulcynei i
oznacza ukochaną), by
pozwoliła mu na tę małą niewierność, zanim ją zaprowadzi do
ołtarza. Nawiasem mówiąc, słuchając tego fragmentu jeszcze przed
przeczytaniem tekstu próbowałam zrozumieć, po cóż on zamierza
prowadzić Fleur-de-Lys do
hotelu (skoro to Esmeraldę chciałby zaciągnąć do łoża) i
dopiero później zrozumiałam, że łatwo pomylić „l'autel”
(ołtarz) i „l'hôtel”
(hotel),
które mają taką samą wymowę [otɛl].
Tak że, drogie dziewczęta, zawsze dokładnie się upewnijcie, gdzie
Was chce zaprowadzić wybranek Waszego serca, bo możecie się srogo
rozczarować.
Phoebus
zastanawia się, czy jakikolwiek mężczyzna byłby w stanie odwrócić
wzrok od tak pięknej kobiety (jak Esmeralda, nie jak Fleur-de-Lys),
nawet
„sous
peine d'être changé en statue de sel”
–
czyli
pod karą obrócenia się w słup soli. Chłopak przyznaje się, że
nie jest „homme
de foi” -
dosłownie
byłby to człowiek wiary, ale wydaje się, że w tym kontekście
należałoby to rozumieć jako mężczyznę godnego zaufania,
uczciwego. No cóż, przynajmniej tym
razem jest
szczery i z tą szczerością wyznaje, że zamierza zerwać kwiat
miłości Esmeraldy.
Na
koniec wszyscy trzej jeszcze raz śpiewają o patrzeniu się na
sukienkę cyganki, o
bezsensowności wznoszenia modłów do Najświętszej
Panienki
i wołają Lucyfera na pomoc, a my w tym czasie możemy się
zastanowić, czy na miejscu Esmeraldy wybrałybyśmy upośledzonego
brzydala, szalonego okrutnika czy łajdaka i wiarołomcę. Kurtyna.
Mam
nadzieję, że udało mi się choć trochę Was zainteresować tą
historią i przy okazji może
zachęcić do sięgnięcia po książkę. Nie muszę już chyba
ostrzegać, że powieść
Hugo nie jest słodką i czułą komedią romantyczną. Czasem ma się
wrażenie, że autor przeniknął swoich bohaterów na wskroś i
wyciągnął na wierzch wszystkie ich wady i ludzkie słabości, choć
nie zapomniał przy tym wspomnieć o tych nielicznych, a
zasługujących na szacunek jasnych stronach. I choć nie czyta się
tego łatwo, zwłaszcza że w międzyczasie trzeba mieć jeszcze czas
na obejrzenie z bliska średniowiecznego Paryża wraz z jego
mrocznymi zakamarkami, to po lekturze ma się poczucie nasycenia
bogatą i wartościową literaturą.
56 year old Senior Editor Hamilton Ducarne, hailing from Frontier enjoys watching movies like "Hound of the Baskervilles, The" and Digital arts. Took a trip to Al Qal'a of Beni Hammad and drives a Ferrari 250 GT SWB California Spider. przydatne odnosniki
OdpowiedzUsuń