Od początku istnienia
tego bloga mam w głowie pewne wyobrażenia na jego temat – jaki ma
być, jaki nie być i komu służyć. Jednym z założeń, których
staram się trzymać, jest pisanie tylko rzeczy, które sama
pomyślałam lub które chociaż przetworzyłam; unikam natomiast
tego, co raczej mnie nudzi, czyli kopiowania ogólnodostępnych
informacji bez żadnej refleksji na wybrany temat. Jedną z takich
powszechnych kalek jest litania powodów, dla których warto się
uczyć jakiegoś języka, na której obowiązkowo musi znaleźć się
informacja o liczbie jego użytkowników na świecie, fakt bycia
jednym z oficjalnych języków w jakiejś poważnej organizacji
międzynarodowej oraz parę oczywistości typu: znając dobrze język
możesz pojechać na wakacje do Francji, na studia do Belgii i na
zmywak do Szwajcarii. Nie twierdzę, że te informacje nie powinny
być nigdzie zebrane i udostępnione; po prostu tutaj chcę sobie
pogadać o francuskim, a nie tworzyć kompendium wiedzy w stanie
czystym i surowym.
Ciekawa jestem, dla ilu
osób podejmujących naukę języka francuskiego rzeczywiście ma
znaczenie to, w ilu krajach afrykańskich jest to język urzędowy
albo ile z tych osób marzy o karierze dyplomatycznej w ONZ. Część
uczniów pewnie jest już dorosła, studia ma za sobą, w Polsce
założyli rodziny albo nierozsądnie wybrali zawód prawnika i czują
się z tego powodu przywiązani do ziemi ojczystej, na której
wyuczone prawo obowiązuje (naprawdę, tylko znikoma część z nich
ma jakąkolwiek szansę na zostanie sędziami w ETS) – a mimo to
biorą się za naukę francuskiego. Po co?
Chciałabym Wam dzisiaj
przedstawić moją listę powodów, dla których warto uczyć się
języka francuskiego. Będzie subiektywna, niemal poważna i – mam
nadzieję – zachęcająca.
1. Francuska kuchnia
jest tak bardzo pociągająca, że w podzięce za to pyszne jedzenie
należałoby chociaż nauczyć się wymawiać „bœuf
bourguignon” i
„crème
brûlée”.
Co prawda da się zamówić danie z karty wskazując na nie palcem,
ale założę się, że znajomość francuskiego wyczula też nasze
podniebienia na miarę francuskich i pozwala w pełni rozkoszować
się smakiem kolejnych potraw. No
i nie narazimy się na pełne wyższości spojrzenie bezczelnego
kelnera.
2.
Francuscy chłopcy są przystojni – szczególnie ci już
trochę dojrzalsi, z ciemnymi oczami, niesfornymi lokami, dodającymi
powagi bruzdami przy ustach i z lekko zawadiackim uśmieszkiem. W ich
przypadku nawet nieznaczny zarost wydaje się dopuszczalny.
Oczywiście trzeba ich wypatrzeć w tłumie chłopców, którzy wcale
tak nie wyglądają, ale gdy już się jakiś trafi, to warto być
przygotowaną na zrozumienie komplementu, który za chwilę usłyszymy
i wdanie się w pogawędkę, która może być początkiem namiętnego
uczucia. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest z pewnością
bardzo duże, inaczej M. nie miałby tak negatywnego nastawienia do
moich prowokacyjnych pomysłów wyjazdu na Erasmusa do Francji.
3. Nie trzeba się
rozpraszać ciągłym zaglądaniem do przypisów, gdy się czyta
Dostojewskiego, Tołstoja czy Nabokova, ani tym bardziej złościć
brakiem tychże przypisów. Przyznaję, że przypisy zwykle mnie
irytują, wybijają z rytmu, a jeszcze w przypadku e-booków bywają
źle sformatowane i nie da się do nich łatwo przejść. Każdy, kto
czytał „Wojnę i pokój” przyzna mi rację, że przypisy na całą
stronę potrafią wspaniale zachęcić do nauki francuskiego.
4. Znajomość
francuskiego daje co najmniej plus trzydzieści punktów do
naszego snobizmu, pozwala jeszcze wyżej zadzierać nosa w
towarzystwie, z dumą nosić francuskie berety i podrywać
rozchichotane dziewczęta na okładki francuskich powieści, które
czytamy w oryginale (sama nie podrywam, ale gdybym była chłopcem,
na pewno bym to robiła). Poza tym tylko przeistaczając się do
samego cna we Francuzeczkę możemy nosić apaszki od Hermèsa
i perfumy od Chanel z odpowiednim wdziękiem i naturalnością.
Pomijając nawet fakt, że żadne perfumy Chanel nigdy mi się nie
spodobały na tyle, że chciałabym je nosić (może właśnie
dlatego, że wciąż za słabo znam francuski)...
5. Francuzi znają się
na sztuce. Mają dworzec przerobiony na świetne muzeum i wielu
wybitnych malarzy, którzy co prawda już nie żyją, ale dzięki
temu można myśleć z nostalgią i rozmarzeniem o ich dekadenckim
życiu i wyobrażać sobie, jak by to było żyć w tamtych czasach,
pić absynt, chodzić na wyścigi, boksować się albo pozować do
portretów i pałaszować śniadania na trawie (znowu to francuskie
jedzenie). Całe to pociągające francuskie życie opisali zresztą
obszernie różni wybitni pisarze, którzy budzą w sercu czytelników
potrzebę, by natychmiast spakować walizki i wynieść się do
Paryża, gdzie – zanim umrzemy na suchoty na jakimś nędznym
poddaszu – będziemy wreszcie biedni ale szczęśliwi. I będziemy
musieli mówić po francusku, bo inaczej umrzemy z głodu jeszcze
szybciej, nie potrafiąc nawet kupić bagietki.
6. A tak poważnie, to
fajnie by było móc przeczytać w oryginale „W poszukiwaniu
straconego czasu”, które kiedyś rzuciło mnie na kolana, urzekło,
a momentami odnajdywałam tam fragmenty doskonale pasujące do tego,
co akurat sama myślałam albo przeżywałam.
7. Nauka francuskiego to
całkiem niezły sposób na poprawę
samooceny, bo nie dość, że możemy wstąpić do klubu
wysublimowanych snobów, to jeszcze zyskujemy poczucie, że
konstruktywnie spędzamy czas, robimy coś w kierunku własnego
rozwoju, nabywamy pożądane na rynku pracy egzotyczne kwalifikacje i
w razie czego będziemy mieć jako plan awaryjny perspektywę pracy w
organach UE. A zanim do tego dojdzie, to w chwili znudzenia możemy
pyknąć sobie zadanko z gramatyki; gdy mamy ochotę coś obejrzeć,
włączamy kolejny odcinek „French in Action”, a gdy trzeba nam
trochę muzyki, eksplorujemy Spotify pod kątem francuskich piosenek
– pomysły na zagospodarowanie wolnego czasu znajdują się
same.
8. Możemy też odkrywać
kolejne zapożyczenia z francuskiego w języku polskim i czuć
rozbawienie na widok takich słów jak abażur czy trotuar. Ha,
możemy nawet pokusić się o tworzenie własnych zapożyczeń. Fani
kalek językowych szybko odnajdą w słowniku nowe pokłady
inspiracji.
9. Tak zwani „wszyscy”
twierdzą, że francuski jest trudny, więc dobrze jest
zademonstrować, że nie dla nas. A nawet jeśli i dla nas bywa
troszkę trudny, to tylko zwiększa poziom satysfakcji.
I dlatego właśnie warto
się uczyć francuskiego, czyż nie? :)
Zgadzam się w 100%, szczególnie z punktami 1, 2, 4, 5, 6, 8 i 9. Chociaż czytając o francuskich chłopcach pożałowałam Fabiana, Christophe'a i paru innych... Ale na obecnego nie narzekam.
OdpowiedzUsuńP.S. "No i nie narazimy się na pełne wyższości spojrzenie bezczelnego kelnera." aluzja? ;)
Etam aluzja :P Przyznaję, że gdy to napisałam, to pomyślałam o Tobie, ale dopiero po fakcie ;) I na pewno bez złośliwości :)
UsuńNo właśnie ja też na obecnego chłopca nie narzekam, mimo że nie wpisuje się w opisany kanon urody, więc niech już zostanie tak jak jest, a tamci niech istnieją w celach estetycznych :)
Otóż zmartwić Cię muszę droga francuskojęzyczna marzycielko. Był czas, gdy i ja tonęła w złudzeniach co francuskich mężczyzna, ale stan w jakim się znajduje ERASMUS (jeszcze nie daj Boże POLKA) jest oczywistą przeszkodą. Chyba napiszę na ten temat jakieś opracowanie naukowe. Jeśli szukasz płomiennego romansu polecam Hiszpanię i Portugalię. Francuzi chociaż mili funkcjonują w zamkniętych schematach kulturowych, a piękni ciemnoocy zazwyczaj nie zniżają się do poziomu świata tego. Wcale nie maja beretów, ani nie są szarmanccy. Nie otworzą Ci drzwi, nie wręczą czerwonej róży i nie wydeklamują ci żadnego wiersza Appolinaira. Francuskiego warto się uczyć raczej dla małego snobistycznego ja co się włóczy z bagietką i Edith Piaf na ustach. O! Żeby śpiewać jej piosenki opłaca się uczyć francuskiego. Mimo wszystko bonne chance!
OdpowiedzUsuńAleż wcale mnie nie zmartwiłaś, zwłaszcza że piękni Francuzi służą mi wyłącznie do tego, by cieszyć moje oczy ;) Niczego więcej od nich nie oczekuję, beret noszę sama, dlatego wszystko co napisałam wcześniej, podtrzymuję :)
UsuńCzy dobrze zrozumiałam, że jesteś na Erasmusie we Francji? :)
jestem jestem
UsuńJestem szczególnie za punktami 1,3 i 8 :D:D
OdpowiedzUsuńPodobają mi się te punkty. Francuski to zdecydowanie najtrudniejszy język, jakiego się uczyłam, ale przydaje mi się, chociaż mieszkam w Niemczech.
OdpowiedzUsuńJa bym dodała jeszcze jeden, dla mnie ważny powód. Kocham francuski świat mody i urody. Pochodziłabym sobie na pokazy.
OdpowiedzUsuńDlaczego Francuzi nie chcą erazmusować mojego wspaniałego kierunku? :( Kij z ciemnookimi francuzami co nie wyłażą poza schematy! Wystarczyłoby mi samo słuchanie i używanie języka na codzień :p
OdpowiedzUsuńPrawda!
OdpowiedzUsuńPunkt szósty jest dla mnie również motywacją , aby uczyć się języka francuskiego.
OdpowiedzUsuńxD superlista ♡
OdpowiedzUsuńMój cel: Oglądanie oryginale komedie i spektakle Dany'ego Boona :D ♥ A lista bardzo fajna! Piękny język ♥
OdpowiedzUsuńJa uczę się francuskiego w Teddy School i jestem zachwycona efektami!
OdpowiedzUsuńJasne ze warto się uczyć francuskiego, a jak ma się dobrych nauczycieli to nauka pójdzie szybko. Ja uczę się w lincolnie w krakowie i powoli przyswajam zawiłości francuskiej wymowy :)
OdpowiedzUsuńFajnie napisane
OdpowiedzUsuńJa uczę się języka francuskiego w https://lincoln.edu.pl/warszawa/jezyk-francuski ze względu na to, że po prostu ten język mi się podoba i chcę go umieć. Nie ma w tym innych celów jak wyjazd do pracy, czy poznanie francuza. Lubię znać języki obce, gdyż one bardzo przydają się podczas podróżowania po świecie.
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania! Warto się uczyć francuskiego, bo dzięki niemu można obcować z cudowną kulturą i sztuką.
OdpowiedzUsuńGeneralnie nauka języka to dobra inwestycja tak myślę, warto znać nie tylko angielski. Tu na stronie https://jntutorpro.pl będziecie mogli liczyć na świetne kursy online
OdpowiedzUsuń28 yr old Executive Secretary Bernadene McFall, hailing from Brentwood Bay enjoys watching movies like Analyze This and Ghost hunting. Took a trip to Three Parallel Rivers of Yunnan Protected Areas and drives a Batmobile. powinienes to sprawdzic
OdpowiedzUsuń