niedziela, 2 lutego 2014

Naleśnikowe święto świeczek z Julią Child.

Jako że francuskie prawo handlowe wypaliło metaforyczną dziurę w mojej głowie, czas oderwać się na chwilę od zagadnień językowych i skupić na czymś przyjemniejszym. A że data dziś typowo naleśnikowa, to wpis będzie o jedzeniu.
Nie jest tajemnicą, że droga do mojego serca prowadzi przez żołądek, a większość emocji, które przeżywam, związana jest z jedzeniem. Brak jedzenia = irytacja, dobre jedzenie = zadowolenie. Dlatego żeby nie pomrzeć z głodu czekając, aż ktoś zacznie zabiegać o moje względy z talerzem przysmaków, od czasu do czasu lubię sama przyrządzić coś nowego. W związku z tym w rok 2014 wkroczyłam z książką Francuski szef kuchni” Julii Child.

piątek, 31 stycznia 2014

Nie taki Robert mały, jak go malują! Le Petit Robert, nowy mężczyzna w moim życiu.

– Czy mały Robert naprawdę jest mały?
– Po co komu słowniki jednojęzyczne?
– Lepszy Le Petit Robert w garści, czy la petite robe (noire) na dachu?
– Romans z Robrtem – en ligne, czy w wersji do dotykania?

Na te i inne pytania namiastka odpowiedzi poniżej. 

A wszystko dlatego, że całkiem niedawno stałam się posiadaczką Małego Roberta rocznik 2014 (słodkie buziaczki i podziękowania dla moich przyjaciół za ten piękny urodzinowy podarek!). Dotarłam bowiem do etapu, w którym internetowe słowniki francusko-polskie zaczęły budzić we mnie poczucie pewnego niedosytu i niedoprecyzowania, zapragnęłam czegoś, co zarazem będzie bardziej wieloznaczne, a nie będzie pozostawiać tylu niedomówień. Prawdę mówiąc, zapragnęłam właśnie Roberta. Bo widzisz, kochany pamiętniczku, niby jest Larousse w internecie i to za darmo, ale kiedyś miało się okazję testować Roberta on line i odniosło się wrażenie, że są tam odpowiedzi na niemal wszystkie ważne i dręczące mnie pytania. Potem darmowa wersja testowa zniknęła, a uczucie pozostało.

niedziela, 15 grudnia 2013

9 prawdziwych powodów, dla których warto wybrać francuski.

Od początku istnienia tego bloga mam w głowie pewne wyobrażenia na jego temat – jaki ma być, jaki nie być i komu służyć. Jednym z założeń, których staram się trzymać, jest pisanie tylko rzeczy, które sama pomyślałam lub które chociaż przetworzyłam; unikam natomiast tego, co raczej mnie nudzi, czyli kopiowania ogólnodostępnych informacji bez żadnej refleksji na wybrany temat. Jedną z takich powszechnych kalek jest litania powodów, dla których warto się uczyć jakiegoś języka, na której obowiązkowo musi znaleźć się informacja o liczbie jego użytkowników na świecie, fakt bycia jednym z oficjalnych języków w jakiejś poważnej organizacji międzynarodowej oraz parę oczywistości typu: znając dobrze język możesz pojechać na wakacje do Francji, na studia do Belgii i na zmywak do Szwajcarii. Nie twierdzę, że te informacje nie powinny być nigdzie zebrane i udostępnione; po prostu tutaj chcę sobie pogadać o francuskim, a nie tworzyć kompendium wiedzy w stanie czystym i surowym.

Ciekawa jestem, dla ilu osób podejmujących naukę języka francuskiego rzeczywiście ma znaczenie to, w ilu krajach afrykańskich jest to język urzędowy albo ile z tych osób marzy o karierze dyplomatycznej w ONZ. Część uczniów pewnie jest już dorosła, studia ma za sobą, w Polsce założyli rodziny albo nierozsądnie wybrali zawód prawnika i czują się z tego powodu przywiązani do ziemi ojczystej, na której wyuczone prawo obowiązuje (naprawdę, tylko znikoma część z nich ma jakąkolwiek szansę na zostanie sędziami w ETS) – a mimo to biorą się za naukę francuskiego. Po co?

Chciałabym Wam dzisiaj przedstawić moją listę powodów, dla których warto uczyć się języka francuskiego. Będzie subiektywna, niemal poważna i – mam nadzieję – zachęcająca.

 
Na wstępie obraz z gołą babą, żeby zwiększyć zainteresowanie Czytelników. To oczywiście Manet.

wtorek, 10 grudnia 2013

Harry Potter i magiczna bagietka, czyli doskonalenie umiejętności praktycznych.

Po raz kolejny przeskoczyłam z fazy podręcznikowo-przybiurkowej do fazy niepodręcznikowo-nieokreślonej i po wspomnianych ostatnio zabawach z gramatyką zrobiłam sobie przerwę od zeszytu i notatek na rzecz... no, tak naprawdę to na rzecz spraw nie związanych bezpośrednio z francuskim i wydawać by się mogło, że moja nauka ponownie przyhamowała. Przemyślałam jednak sprawę i doszłam do wniosku, że może mało się uczę-uczę, ale za to sporo praktykuję. Zamierzam się zatem trochę pochwalić, nie szukajcie więc dziś u mnie porad, praktycznych opinii i kontrowersyjnych tematów do dyskusji (bo nie od dziś wiadomo, że nauka języka to sport kontrowersyjny i konfliktogenny – palenie fiszek przed ambasadami, parady zwolenników i przeciwników uczenia się wielu języków naraz, oblewanie farbą ludzi, którzy zamiast uczyć się w domu zapisali się na kurs, to wszystko zdarza się w prawdziwym życiu). Jeśli zatem ktoś szuka konkretów, to może się srodze zawieść; ale i tak zapraszam do lektury. 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Grammaire 450 nouveaux exercices - niveau intermédiaire (CLE)

Wszystkie moje podręczniki do nauki francuskiego są obecnie w fazie średniozaawansowanego rozgrzebania i ich końca nie widać; ba, nawet środka nie widać w niektórych przypadkach. Może to wina dużej ilości napoczętych źródeł, a może mam za słabo rozwiniętą potrzebę zaliczania jak najszybciej kolejnych rozdziałów, żeby móc odczuwać dumę na widok własnych statystyk. Skubię więc wszystkiego po trochu i w międzyczasie notuję spostrzeżenia do przyszłych recenzji. 


Od razu przyznaję się zatem, że nie zrobiłam jeszcze wszystkich czterystu pięćdziesięciu ćwiczeń z książki, o której dzisiaj opowiem, ale za to porządnie pochyliłam się nad pierwszymi czterema rozdziałami, co daje w sumie 132 rozwiązane ćwiczenia. O całej reszcie postaram się nie wypowiadać zbyt kategorycznie:)

niedziela, 20 października 2013

Witaj, Szkoło (Prawa Francuskiego)!

Pomysł ten chodził mi po głowie odkąd tylko wzięłam się na poważnie za francuski, a może nawet jeszcze wcześniej i tak sobie czekał, aż osiągnę poziom na tyle wysoki, żeby mieć jakieś szanse na przetrwanie w Szkole Prawa Francuskiego. Obecnie jest już zdecydowanie lepiej, niż rok temu w październiku, kiedy moje zdolności rozumienia opierały się raczej o intuicję, niż jakieś solidne podstawy, dlatego też postanowiłam stawić czoła składanym sobie przez tyle czasu obietnicom i naprawdę zapisać się na ów kurs – o którym zamierzam dzisiaj trochę opowiedzieć. Wyjaśniam od razu, że wszystko to, co napiszę poniżej, odnosi się do kursu organizowanego na Uniwersytecie Jagiellońskim.

wtorek, 8 października 2013

I Ty zostaniesz Pitago... tzn. samoukiem, oczywiście. (10 marnych wymówek, po które nie warto sięgać)

Zimno się zrobiło i październik w rozkwicie, dlatego chociaż nigdy nie byłam za bardzo przywiązana do kalendarzy i wiele znaczących dat, na które trzeba specjalnie wyczekiwać zanim się coś zacznie, to z okazji rozpoczętego właśnie roku akademickiego postanowiłam co nieco napisać o zaczynaniu. Październik jest bowiem miesiącem, w którym w szkołach językowych zaczyna się nowy semestr, a w wypoczętych po wakacjach studentach siedzi mnóstwo zapału i postanowień, że tym razem będą się uczyć więcej, pilniej i chętniej, zamiast marnować czas na nie wiadomo co. A przynajmniej ja zawsze miałam w październiku taki uroczy słomiany zapał... Warto więc wykorzystać ten moment i podjąć decyzję o rozpoczęciu nauki języka obcego albo o porządnym wzięciu się za naukę już rozpoczętą.

Od słów do czynów droga bywa jednak daleka, zaś w dzisiejszej notce zamierzam poopowiadać nieco o przeszkodach, które sprawiają, że nasze wzniosłe postanowienia często pozostają jedynie mglistym planem na dalszą przyszłość. Być może pozwoli to komuś spojrzeć na siebie z dystansu i tym razem naprawdę wziąć się do roboty. Zapraszam do lektury.

Dlaczego tak trudno wziąć się za język obcy?